Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Piekielne autentyki LV - nabite na czarną dzidę

66 996  
205   33  
Wyjechałem kiedyś z grupą znajomych na wakacyjny wypad na działkę mojego przyjaciela.

Odludzie nad Bugiem, ładny i wygodny dom, piękna pogoda, normalnie sielanka. Było nas z dziesięć osób, wśród nich – nazwijmy go Maciuś. Młody, piękny pseudometal z włosami do pasa. Byłby spoko koleś, gdyby nie to, że non stop podpijał mi piwo. Wystarczyło odłożyć gdzieś na chwilę butelkę, by ta magicznie znikała. Po krótkim śledztwie szybko rozgryzłem na czym polega ta magia.

Może bym się nawet specjalnie nie wkurzył, gdyby nie to, że najbliższy sklep znajdował się dwa kilometry dalej, przez pola w linii prostej, a Maciuś jakoś nigdy nie kwapił się do brania udziału w uzupełnianiu zaopatrzenia. Poza tym kilka osób też zwróciło uwagę na zbyt szybko parujące napoje. Naturalnie powstał plan, oczywisty plan...
Tej nocy, w czwórkę, nasikaliśmy do butelki po piwie i postawiliśmy ją na półce z książkami – w dość bezpiecznym i „prywatnym” miejscu. Nadszedł ranek, wszyscy się powoli budzą, wstaje też Maciuś. Dość szybko zlokalizował nasze „piwko”, zauważył że nikt się nim nie interesuje i jak gdyby nigdy nic, wziął porządnego grzdyla. Zrobił cierpką minę i patrząc na butelkę wybąknął: „Jakieś zwietrzałe...”. Potem zobaczył kilka par wlepionych w niego oczu, oczu pełnych powagi, oczu ludzi, którzy za wszelką cenę próbują nie wybuchnąć śmiechem. Do Maciusia w końcu dotarło. Jego rzyganie słychać było dobrych paręnaście minut.

Jeszcze tego samego dnia Maciuś sam targał kratę piwa, dwa kilometry, przez pola, z własnej woli.

by Shizoid

* * * * *


Pracuję jako zwyczajny pracownik w firmie "X" - nie będę jej wymieniać z przyczyn oczywistych. Dla chociaż minimalnej orientacji - jest to firma trudniąca się usługami jak telewizja czy internet. Dodatkowo to do mnie przychodzą klienci, a nie ja do nich, więc tutaj rodzi się problem.

Post dziewiczy, ale oddaje piekielność (lub bycie bucem) klientów.

Historia dotyczy młodego małżeństwa, które wnosiło roszczenia co do niepoprawności rachunku za wypożyczenie filmów. Pikantności dodał fakt, że usiedli oni przy moim biurku oddzielnie - najpierw mąż potem żona.

Dla orientacji:

Ż: spokojna i miła kobieta,
M: piekielny,
J: mua.

M: Dobry (burknął) nazywam się Iksiński, nie zgadza się mi rachunek. Chcę wiedzieć dlaczego i to migiem - nie trudno się domyśleć, że na twarz nie weryfikujemy klientów, a "migiem" tylko mnie znieczuliło na te roszczenie.

Przywitałem się, poprosiłem o jakiś dowód potwierdzający tożsamość i o głębsze wyjaśnienie sprawy i tu pierwsza ścina:

M: Pan mnie nie będzie legitymować! Pan ma mi wyjaśnić rachunek, a nie bawić się w sprawdzanie dowodu.

J: Z chęcią Panu pomogę ale rozumie Pan, że nazwisko mi nic nie da?

Tutaj zniesmaczony podaje mi dowód osobisty - a raczej ciska mi go po biurku. Te natomiast dosyć śliskie jest, więc dowód poleciał heeej daleko. Ze stoickim spokojem wstałem, podniosłem dowód delikwenta i wpisałem jego pesel w wyszukiwarkę, a tu zonk.

J: Nie widnieje Pan w naszym spisie abonentów. To na pewno Pana umowa?

M: TAK! Ja płacę, więc to moje! Zresztą źle pan pewnie szuka!
(Takich sytuacji jest od groma. Prawnie umowę posiada żona, a np. mąż bez upoważnienia przychodzi i się rządzi).

J: Ok, znajdę Pana za pomocą adresu zameldowania zatem. (szukam) Jak na mój gust psze Pana, nie wygląda mi Pan na kobietę.

M: Bo to żony umowa! Ja płacę, więc też mam do niej dostęp i niech mi pan mówi za co mam zapłacić xx złotych!
J: Nie udzielę takiej informacji (grzecznie). Płacenie rachunków to nie to samo co porozumienie.
M: NONSENS! Pan się nie zna! Ja chce wiedzieć skąd te rachunki! JUŻ!

(Cóż, szanuje prywatność Klientów i ich umowy, więc nie rozpowiadam o ich sprawach byle komu przy biurku, tym bardziej komuś kto prawie krzyczy a nie mówi).

J: Jeśli przyjdzie pan z Żoną lub pisemnym upoważnieniem to udzielę Panu inf...

Tutaj wpada żona Piekielnego.

Ż: Dzień dobry! Przepraszam, nie mogłam od razu i męża tylko wysłałam, ale parkomat i takie tam...
J: Witam, dobrze nie ma problemu. Poprosiłbym Pani dowód lub id klienta.
M: Mnie nie pytałeś o numer Klienta!
J: Nie jest to konieczne proszę Pana (z akcentem na zapomnianego Pana, ale pal licho tego Pana).

Ok. weryfikacja udana, grzeczna bym nawet powiedział. Dopytuję w czym sęk, co się dzieje. Otóż - Klienci wypożyczyli filmy. 4 normalne w cenie jakieś tam i 5 nadprogramowych w cenie zgoła dużej. Patrzę w spis wypożyczeń - o! ....

J: Proszę Państwa jest tu łącznie 9 filmów wypożyczonych.
M: Nie jest to możliwe, ta firma to banda złodziei!
Ż: Spokojnie luby, dajmy panu to wyjaśnić lub powiedzieć o co chodzi...
J: Mają państwo może dzieci? Może one to wypożyczyły ?
M: Nie, z żoną sami mieszkamy, więc to pewnie wy coś nam włączyliście!

Ż: (chwile myśli) A może Pan powiedzieć co dokładnie było wypożyczone? Tutaj mąż coś zbladł jak padło hasło - "dokładnie".

J: (z uśmiechem sadysty) Tak mogę, chociaż szkoda papieru, powiedzieć co zostało wypożyczone?.
Z: Tak, popros.... [mąż się wcina]
M: Nie no chyba wiem co.. (i ja)
J: "Nabite na czarna dzidę oraz ...."
M: PRZECIEŻ MÓWIĘ, ŻE WIEM!

Żona spojrzała się na mnie z karpiem i pytaniem "nabite na?"
J: Czarną dzidę proszę Pani.

Mąż chciał na mnie skargę pisać, ale szef, który to słyszał, zalał się łzami. Oboje wstali i wyszli w zupełnej ciszy. Szkoda, że kolejki nie było...

Oczywiście sprawa wyjaśniona, Pani później przyszła i zapytała o dokładną listę tych filmów. Nie po to by się sądzić o te pieniądze, a o to by trochę się pośmiać z męża. Miłe było, że przeprosiła za jego zachowanie.

by Obsluga

* * * * *


Jestem kontrolerem biletów.
Wiele osób zarzuca kontrolerom, że celowo za szybko blokują kasowniki aby złapać "jelenia", który nie zdążył skasować biletu. Ja naprawdę staram się, aby nie dochodziło do takich sytuacji i gdy widzę, że ktoś po prostu nie zdążył skasować biletu, to specjalnie dla niego odblokowuję kasownik. Staram się też przed wejściem do pojazdu zobaczyć kto wsiada razem ze mną.

Podczas kontroli biletów w autobusie linii podmiejskiej, podszedł do mnie ok. 50-letni mężczyzna mówiąc, że idzie do kierowcy kupić bilet. Mimo, że nie zauważyłem aby wsiadał razem ze mną, to pozwoliłem mu przejść aby mógł kupić bilet u kierowcy. Podczas dalszej kontroli w tylnej części autobusu trafiłem na pasażera, który nie miał biletu. Mężczyzna w tym czasie kupił bilet u kierowcy. Gdy skończyłem wystawiać wezwanie do zapłaty, stwierdziłem, że wrócę się do przedniej części pojazdu i sprawdzę jeszcze pasażerów, którzy dosiedli.
Mężczyzna zauważył, że idę w jego kierunku, wstał z siedzenia i z prędkością błyskawicy włożył bilet do kasownika. Zrobienie mnie w wała sprawiło mu niebywałą radość, bo zaczął tym biletem przed sobą wymachiwać jakby chciał mi powiedzieć "zobacz jestem szybszy niż ty! dziś na mnie nie zarobisz!".

Zrozumiałem wtedy, że popełniłem błąd przepuszczając go na początku. Wcale nie zamierzał uczciwie zapłacić za przejazd. Gdy kupił bilet u kierowcy liczył, że nie wrócę już do niego i uda mu się przejechać bez płacenia.
Nie wiem co mnie podkusiło żeby jednak podejść i sprawdzić mu ten bilet.
-Poproszę bilet do kontroli.
-Po co? Przecież widział pan, że go kasowałem.
-Mimo to poproszę o bilet.

Pasażer dał mi bilet... ulgowy.

-Jeszcze legitymację do ulgi.
-Jaką legitymację? Prosiłem o kierowcę o bilet normalny!
-Dobrze to podejdziemy do kierowcy i wszystko wyjaśnimy.
-Dobra masz łajzo ten dowód. Tylko szybko pisz, bo nie mam czasu!

by OkrutnyKanar

* * * * *


Lata temu byłam na spędzie rodzinnym na wsi w domu ciotki. W pewnym momencie chciałam przejść z jednego pokoju do drugiego, ale w drzwiach stanął akurat dziad, którego zawsze kazano mi nazywać "wujkiem". Przez chwilę bezskutecznie próbowaliśmy się wyminąć. W końcu zrezygnowana cofnęłam się o krok, żeby dać mu przejść, na co dziad podszedł i...

Obleśnie chichocząc oburącz mocno złapał mnie za piersi.

Tak mnie to zaszokowało i obrzydziło, że chwilę później się rozpłakałam. Całą roztrzęsioną znalazła mnie babcia, spytała co się stało - powiedziałam, co dziad zrobił. Na co babcia:

- Oj, on tak lubi! Nie rób problemów! Ty się ciesz że się podobasz, a nie beczysz!

No tak, tylko że miałam wtedy 12 lat.

Tak, moja babcia uważała, że będąc przedwcześnie pokwitającą dwunastolatką, powinnam się CIESZYĆ, że blisko siedemdziesięcioletni obleśny "wujek" złapał mnie za piersi.

Babcia do tej pory nie widzi w tym nic złego. Ach, ta mentalność.

by duzajedza

* * * * *


Stoję sobie w kolejce w sklepie spożywczym. Przede mną dwóch klientów, za mną młoda kobieta [MK], na oko jakieś 25 lat, ze sporą nadwagą. Za nią pani starsza [PS] ą-ę, którą znam z widzenia, bywa też moją klientką w kwiaciarni od czasu do czasu. Wszyscy cierpliwie czekają, kiedy pani starsza postanawia się odezwać do kobiety za mną:

[PS]: Oj, jak ty byś ładnie wyglądała gdybyś schudła! No, jak to tak można, tak się zapuścić, taka ładna dziewczyna by była.
[MK] (bez zająknięcia i najmniejszego przejęcia): Pani by pięknie wyglądała z pętlą na szyi, ale mam w sobie wystarczająco dużo kultury żeby się nie wpieprzać w to jak ktoś wygląda.

Nawet nie próbowałam powstrzymywać się od ryknięcia śmiechem, razem z klientami przede mną i kasjerką :D

by DIS

* * * * *


Jestem stewardessą.

Dla wyjaśnienia - kocham swoją pracę. Naprawdę. W większości przypadków mam super załogi, często cudownych pasażerów i mnóstwo świetnych dni. Są jednak sytuacje, które niestety ciężko mi zrozumieć.
W dzisiejszym wydaniu chciałabym przedstawić parę punktów z serii: "Jak wkurzyć załogę, uprzykrzyć życie innym pasażerom i jednocześnie zrobić z siebie osobnika bez mózgu", czyli jednym słowem - smaczki prosto z pokładu.

1) BAGAŻ.
Cóż, pracuję w tanich liniach lotniczych, które dopuszczają większą ilość bagażu podręcznego. Ma on oczywiście określone - wcale niemałe - wymiary. Podawane one są przy rezerwacji i odprawie niezliczoną ilość razy. Najwyraźniej zmierzenie walizki należy do czynności wymagającej wyjątkowych umiejętności, gdyż praktycznie codziennie zdarza mi się przypadek bagażu tak dużego, że nie jest on w stanie wejść do półki na bagaże. W tym przypadku, najczęściej winę ponosi jak najbardziej winna całej sytuacji stewardessa, która nie jest w stanie zwiększyć półki lub/i zmienić rozmiaru bagażu.
W tym przypadku w dużej mierze winne są obsługi lotniska, które nie przestrzegają regulaminu przewoźnika.
Drogi pasażerze, zrobienie awantury załodze, że nie jest w stanie w magiczny sposób uporać się z twoim bagażem, naprawdę nie jest najlepszym wyjściem z sytuacji.

2) Bagaż część 2.

Wchodzisz na pokład, docierasz do upragnionego miejsca. Patrzysz w górę, a tam... brak miejsca na twój bagaż zaraz nad twoim siedzeniem. Co najlepiej zrobić w tej sytuacji? To proste! Wyjmij bagaż należący do innego pasażera, na jego miejsce włóż swój, usiądź wygodnie, a wyjęte walizki pozostaw na środku korytarza. Na zwróconą uwagę zareaguj oburzeniem (pod warunkiem, że zrozumiesz słowa załogi, która mówi po angielsku). Przecież to wszystko takie logiczne!

3) Bagaż część 3.

Polityka linii w której pracuję, gwarantuje 90 bagaży na pokładzie. Reszta trafia bezpłatnie do luku bagażowego. Jest o tym także na stronie podczas rezerwacji. Kłóć się, że absolutnie MUSISZ wnieść swój bagaż na pokład i załoga absolutnie NIE MA PRAWA go załadować do luku. Zrób awanturę, napisz skargę, zapomnij o regulaminie, który przy kupnie biletu automatycznie "podpisałeś". Oczywiście, masz rację.

4) Miejsca.

Miejsca na pokładzie naszych linii lotniczych są automatycznie i darmowo przydzielone podczas odprawy on-line. Istnieje możliwość wykupienia miejsca wcześniej, ale tyczy się to głównie tzw. miejsc premium, gdzie jest wygodniej z większą ilością miejsca na nogi (o nich jeszcze wspomnę).
Podczas odprawy o przydzielonym miejscu napisane jest wiele razy. Gdy przyjmujemy pasażerów na pokład, mówimy również o tym przez głośnik jeszcze więcej razy.
Przy pełnym locie wystarczy, że 1-2 osoby usiądą nie na swoim miejscu i tworzy się ogromny bałagan, na którego opanowanie brakuje czasu. Do tego dochodzą problemy językowe (nie mówię w języku każdego z krajów do których latam. Biegle porozumiewam się w języku angielskim, co jest wystarczające do pracy w lotnictwie) oraz brak zrozumienia, że numer siedzenia jest wytłuszczony czarno na białym na karcie pokładowej. Jego tam nie ma. Nikt nie powiedział, że jest. Koniec. Kropka.

4) Miejsca premium.

Miejsca premium to zwyczajnie miejsca w rzędach ewakuacyjnych, z większą przestrzenią na nogi. Cóż, wygoda to jedno, a bezpieczeństwo drugie. Miejsca te mają pewne zasady - nie mogą być okupowane przez dzieci poniżej 16 r.ż, przez osoby niepełnosprawne oraz wymagające dodatkowych pasów (jednym słowem - za grube). Przepisy są zrozumiałe - siedząc tu jesteś pierwszą osobą do pomocy innym, otwarcia drzwi ewakuacyjnych etc.
Siedzenia w tych rzędach są w 99% kupione wcześniej. Podczas rezerwacji naświetlone są ABSOLUTNIE WSZYSTKIE zasady. Ale co tam, załoga na pewno nie zauważy czternastoletniej latorośli bądź złamanej nogi. Kupujemy!

To tylko parę nagminnie powtarzających się sytuacji.

by wchmurach

* * * * *


Odwiedziłem znajomych odpoczywających w pięknych okolicach Międzychodzia. Zazdrościłem im wakacji, bo i pogodę trafili i dobrze wybrali mało turystyczną okolicę. Podczas rozmowy przy grillu wyszło, że muszę w poniedziałek być w Łodzi. Nie bardzo lubię jeździć nocą, a w Łodzi mam gdzie się przespać, więc wyjazd planowałem po obiadku w niedzielę.

Jeden ze znajomych zapytał, czy nie miałbym nic przeciw zabraniu jego jakiegoś kuzyna. Sprawy nie ma, odległość nie kosmiczna, ale dojazd trudny i z przesiadkami, więc się zgadzam. Minęła dobra godzinka, gdy podchodzi do mnie jakiś młodzian i bezpośrednio wali do mnie:
- To ty jutro mnie zawieziesz do domu?
No, nie powiem, lekko mnie przytkało. Młodzian, któremu w sklepie nie powinni sprzedać fajek bez sprawdzenia dowodu, a ja starszy o parę lat ...od jego ojca.
- Bo ja powiem gdzie podjechać w poniedziałek do mnie...
- Chłopcze! Nie w poniedziałek, a jutro, nie podjadę, a ty przyjdziesz tutaj o 17:00 i czekam max 5 minut.

No i się zaczęło uświadamianie starego człowieka.
1. On ma jeszcze imprę wieczorem w niedzielę.
2. Nie ma sensu jechać w niedzielę, bo można zdążyć w poniedziałek.
3. On to by dał w pedał i A2, to do Łodzi w 2h by dojechał.
4. A co do wyjazdu, to do niego jest po drodze, więc nie ma sensu...

Nie zacząłem nawet tłumaczyć, że nie mam zamiaru jechać A2 ( 50zł) i że poniemiecki silnik 2,5 TD w moim szwedzie przy 90 pali 5,5 a przy 140 to i 12 l/100km łyknie. Nie miałem też zamiaru tłumaczyć się ze swoich planów na niedzielny wieczór:
- Jak coś nie pasuje, to polecam PKP.

Przyszedł na czas. Ale sam przejazd to temat na osobną historię.

by Rak77

* * * * *


O głupocie level hard.

Pracuję w cc. Niedawno wylali od nas dziewczynę. Wyleciała jakoś zaraz po szkoleniu. Za co?
Ano na twarzowej książce zamieściła słitfocię w słuchawce z podpisem: "dzwońcie sq*****ny, czekamy" i....
otagowała zdjęcie "Ania Szatańska jest w miejscu ul. Piekielna 666".

Harvesty Działu Monitoringu zadziałały bez zarzutu.
Po półgodzinie została poproszona do kierownika celem podpisania aneksu dotyczącego daty końca zatrudnienia.

by refael72

* * * * *


PKP nie przestaje zadziwiać.

Wybrałam się wczoraj na dworzec, aby dowiedzieć się o ceny biletów na Jana Kiepurę, bo w internecie nic, pani z infolinii "nie ma możliwości sprawdzić, ale na dworcu pani powiedzą". No to maszeruję dziarsko w te upały na dworzec, podchodzę do kasy, informuję o dacie i trasie przejazdu, która mnie interesuje i proszę o sprawdzenie ceny. I tu zaczynają się schody:

Tapir ze wspólnej hodowli PKP i PKS: Ale ja pani nie mogę powiedzieć!
Ja: A to jest objęte jakąś tajemnicą? Powiedzmy, że chciałabym kupić ten bilet w tej chwili.
Tapir: Jest pani zdecydowana na kupno tego biletu?
Ja: Jeśli powie mi pani w jakiej jest cenie, to wtedy zdecyduję.
Tapir: Ale pani musi mi powiedzieć czy tak czy nie, bo jak wydrukuję ten bilet to nie ma odwrotu!
Ja: Czyli to jest loteria? Może wylosuję bilet za 29 euro, a może za 49?
Tapir: No tak. Ale może pani iść do biura obsługi pasażera, piętro wyżej. Tam pani powiedzą.

Zatem idę do biura obsługi pasażera, tłumaczę o co chodzi i proszę o sprawdzenie ceny.

Tapir 2: Ale ja pani nie mogę powiedzieć! ‪#‎znowusięzaczyna‬
Ja: Pani z kasy na dole powiedziała, że tu możecie to sprawdzić.
Tapir 2: Tak, ale po wydrukowaniu biletu ‪#‎geniusze‬
Ja: Chce mi pani powiedzieć, że najpierw kupuję bilet i potem dowiaduję się jaka jest jego cena?! Nie macie żadnego podglądu przed wydrukowaniem biletu?
Tapir 2: Dokładnie.
Ja: Ale to jest jakiś absurd! Nawet Bareja by na to nie wpadł...
Tapir 2: A nasz system owszem!

Minuta ciszy.

by Kaatiusza

<<< W poprzednim odcinku

2

Oglądany: 66996x | Komentarzy: 33 | Okejek: 205 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

27.04

26.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało