Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Autentyki CXXVII - Iwonka pana od razu poznała...

53 218  
4   23  
Dzisiejsze autentyki są kierowane do mniej wrażliwych czytelników. Będzie bowiem m.in. o pobiciach, chwilach grozy w taksówce i ostrym seksie. A na koniec wystąpi ktoś znany i lubiany przez wszystkich... ;)

TRAKTOREK-MOTOREK

Jakiś czas temu, w lokalnej gazecie "Słowo Podlasia", ukazało się ogłoszenie sprzedaży o następującej treści:
"Traktorek - motorek dla dziecka na pedałka."

by slawojek

* * * * *

GDZIE ON SIĘ PODZIAŁ

Kumpel mi kiedyś opowiadał, jak jego 15 letni syn oduczył matkę używania brzydkich wyrazów w domu. Każdy ma takie dni, że mu wtedy wszystko z rąk leci i wszystko drażni. Żona kumpla miała wtedy taki dzień. Kumpel robił sobie w kuchni kawę, a ona przygotowywała obiad. W pewnym momencie, wypadł jej nóż z ręki i jak chciała go podnieść, to na dodatek kopnęła go pod szafkę. Schyliła się, żeby go znaleźć... Wsadziła rękę pod szafkę... Szuka, szuka... W końcu zrezygnowana parsknęła:
- No gdzie jest ten sku**ysyn!
W tym momencie do kuchni wszedł jej syn. Mrugnął do ojca i zapytał:
- Wołałaś mnie mamusiu?
Mamusia miała taką fajną minę. I od tej pory już nie używa... słówek.

by Misiek666

* * * * *

BASIEŃKA

Cykl "opowieści mojej mamy" może być rozwojowy. Ona zawsze coś wymodzi - a to uwiedzie glinę, bo myśli, że monter, a to coś tam jeszcze odwali. Właśnie wczoraj przyozdobiła wieczór opowieścią sprzed lat 20 może, gdy jeszcze zamieszkiwaliśmy w maleńkim mieszkanku na Starówce, tuż tuż przy kolegiacie, miejskiej dumie klasy 0. W naszej klatce mieszkała też pani, niejaka Basieńka, jakby to ująć poprawnie politycznie... niepełnosprawna intelektualnie. Lekko pie**olnięta po prostu. Miała uroczy zwyczaj przychodzić do nas, co dzień o godzinie 6 rano z pytaniem "która jest godzina?". Ale wszyscy zgodnie utrzymywali, że kobita jest do zniesienia. Ba! Że pomóc jej trzeba, bo życiowo niezaradna, zakupów nie zrobi sama, bida z nędzą. Uradzili i sąsiedzką pomoc zaoferowali. Poszli więc hurtem do kolegiatu, z prośbą do proboszcza piękną uderzyli. Ten napuszył się jak paw, o miłości bliźniego powiedział słów kilka, po czym z ambony ogłosił, że pomóc trzeba. Ludziska nienawykli do akcji charytatywnych (więc niezmęczeni nimi) ochoczo wzięli się do dzieła. Zbiórka przebiegła sprawnie i w krótkim czasie podarunków i kasy była na rzecz Basieńki moc. Do wręczenia darów proboszcz oddelegował młodziuśką siostrę zakonną, która zebrała w kupę swoją grupę religijną wczesnoszkolną, każdemu z dzieci wręczyła pakunek. Poszli. Ze śpiewem na ustach zresztą. "Bóg jest miłością, zbawieniem darzyyy..." - śpiewały dziecięce głosiki. Całość, przypuszczam, musiała przypominać nieco scenki z bajki o niejakiej Madelaine. Dotarł ten barwny korowód do naszej klatki. Siostra zapukała cichuśko do Basieńki, a dziatwa wciąż piała pieśni o miłosierdziu. Ponieważ nikt nie otwierał, siostrzyczka otworzyła drzwi i wpuściła śpiewająca grupę do mieszkania.
I w tym momencie śpiew zamarł dzieciom na ustach, a pakuneczki powypadały z rąk. Basieńka bowiem, nagusieńka jak osesek, rżnęła się z figurami z jakimś absztyfikantem w sposób, który zadziwiłby pewnie samego Imielińskiego, nie mówiąc o zakonnicy. Ta z kolei popadła w histerię, zaczęła wyrzucać dzieci z mieszkania i krzyczeć wniebogłosy. Sąsiedzi złapali siostrę, wtłoczyli do pierwszego mieszkania z brzegu i napoili kardiolem, dzieci pousadzali i zatkali cukierkami. Sama Basieńka zaś nie przerwała orgietki nawet na chwilę, bo i gości nie zauważyła wcale...

by konwalia

* * * * *

MIŁOŚNIK BÓJEK? 

Wybrałem się ze znajomym na ryby, a dokładniej na szczupaki - moje pierwsze w życiu spiningowanie pod okiem "mistrza". Godzina 5-ta rano, Jeszcze dobrze dzień się nie zaczął, półmrok... A więc chodzimy sobie po brzegu jeziora w pewnej odległości od siebie, tak aby jeden drugiemu nie przeszkadzał, co raz znikamy sobie z oczu - szuwary, krzaki mgła poranna. W pewnej chwili znajomy odszedł gdzieś dalej - ja stoję i łowię, a tu podchodzi do mnie jakiś młody typek z kilku dniowym zarostem na twarzy, ubrany w moro, wzrok zakapiora i mówi:
- Były jakieś pobicia?
Nogi mi się ugięły, zrobiło mi się nagle sucho w buzi. Patrzę na niego zbaraniałym wzrokiem. Myślę sobie: no nieźle, napadają na wędkarzy, jak nic zaraz w mazak zarobię od niego, portfel zabierze, kij też...
- No, były jakieś pobicia?! - zapytał drugi raz, już troszkę głośniej.
- Nie wiem, nic nie słyszałem - odparłem dość niepewnie.
A facet stoi i patrzy na mnie jak na idiotę, zmarszczył brwi, pokiwał głową, machnął ręką i poszedł.
Gdy przyszedł kolega zapytał się mnie, dlaczego tak dziwnie wyglądam i po opowiedzeniu całej historii dowiedziałem się, że "pobicia" to nic innego jak atak drapieżnika na przynętę.

by Royale

* * * * *

POMOCNA

We wsi mojej wiele lat temu po raz pierwszy zaczęto sztucznie zapładniać krowy. Pan Brudek był tym szczęśliwcem, który latał ze strzykawą i robił swoje. Jednakowoż nie była to persona zbyt wysoka, co doprowadziło pewnego pięknego dnia do opisywanej sytuacji. Otóż przyszedł ten inseminator (tak się chyba zapładniacz nazywa) do pewnej baby wiejskiej, która słyszała tylko, że chłop ma krowy zapładniać. Kiedy więc zobaczyła, że jest to gościu niskiego wzrostu zawołała tylko:
- Panie Brudek, dom panu ryczka*!

* ryczka - takie małe krzesełko

by poop_ek

* * * * *

PO SĄSIEDZKU

Wracamy wczoraj z progeniturą do domu dość późno, dookoła ciemno, głucho i zimno. Przechodzimy obok parkingu, na którym stoi sobie czołowo samochód sąsiadów "tych z góry". A ci z góry, nerwowi ciut, często z pretensjami pod adresem dzieciaka startują, że biega, że piszczy, że... Rzecz ujmując w skrócie - opier**lają go, jak kozę za obierki, kiedy tylko się odwrócę na moment.
Młode kicnęło do autka jak zajączek, szron wykorzystało na szybie z radością, napisało coś i kicnęło z powrotem do domu. Zaglądam dyskretnie na szybę i co widzę wygrawerowane?
"ADDAMS FAMILY"

by konwalia

* * * * *

ZAWSZE SIĘ PRZEDSTAWIA

Było to parę lat temu. Moja mama, pracująca wówczas w administracji służby zdrowia, zadzwoniła kiedyś do siebie do pracy i poprosiła siebie do telefonu... No cóż zdarza się. Nie wiem, jaki w tym miała cel, ale ponoć wynikało to z zakręcenia ogólnego. Przy jakiejś okazji, opowiadała o tym koleżance. Na co owa koleżanka kazała jej się nie przejmować i opowiedziała następującą historię, jaka jej się przydarzyła:
Pracując jako lekarz pediatra, była jednocześnie kierownikiem przychodni. Po całym dniu załatwiania spraw administracyjnych (tu wysłać karetkę, tam załagodzić awanturę, odbębnić sto tysięcy rozmów telefonicznych itp.), rozpoczęła swój dyżur i przyjmowanie pacjentów.
Siedzi tak sobie w gabinecie, wchodzi matka z synkiem - nieco zasmarkanym, jak to bywa u lekarza. Pani doktor każe matce rozebrać dziecko, przykłada stetoskop do pleców dziecka i mówi:
- Słucham, tu Kowalska!
Mina matki ponoć była ciekawa...

by Killa

* * * * *

SKOJARZENIA

Swego czasu na przeglądach kabaretowych PAKA istniała taka konkurencja, która polegała na przechodzeniu od jednego słowa do drugiego metodą skojarzeń. Dobór słów następował losowo, wśród publiczności. Pamiętam jeden taki ciekawy ciąg. Przejść od słowa MAŹ do słowa ŻETON. Zwycięzcy przeszli mniej więcej tak:
MAŹ - PAPKA - BYLECO - TELEKOMUNIKACJA POLSKA - ŻETON
Strasznie mi się to spodobało i będąc wśród znajomych opowiedziałem im to i postanowiliśmy, że nie jesteśmy gorsi i też w to zagramy. Spojrzeliśmy na okno i mieliśmy pierwsze słowo, spojrzeliśmy na koleżankę i mamy drugie słowo. I rzeczona koleżanka miała przejść metodą skojarzeń od:
OKNO do słowa PIERSI. Ta zamyśliła się na chwilkę i wypaliła:
OKNO - PŁASKIE - PIERSI.
Tego wieczora nikt jej już nie pobił.

by Aztech

* * * * *

MOCY PRZYBYWAJ!

Kolega, jako że jest mocno zarobiony w okresie przedsesyjnym, miał wieczorem opis na GG: "Kofeina, tauryna, magnez... Mocy PRZYBYWAJ!!”
Przed chwilą zmienił opis na: "Kofeina, tauryna, magnez... Zamiast Mocy przyszła sraczka"

by Perczol

* * * * *

GROSZA PRZY DUSZY NIE MAJĄ

Jedziemy wczoraj na petit ubawek w składzie: Monika zwana Ciotką, Iza zwana Izą i ja. Ktoś zamówił taksówkę, jest bardzo śmiesznie bez powodu. Wsiadamy do samochodu i to okazało się być równie zabawne, jak najlepszy kawał. Kierowca o fejsie z kreskówek na Cartoon Network (puszczanych po godzinie 20) obrzucił nas ponurym spojrzeniem i ruszył z kopyta. Tymczasem Ciotka zaśmiewała się do łez, podobnie zresztą jak Iza i ja.
- Wie pan - filuternie zagadnęła Ciotka - My grosza przy duszy nie mamy.
Kierowca wrzucił kierunkowskaz i skręcił bez słowa w lewo (gdzie nota bene miał jechać).
- Nie mamy - chichotała Ciotka.
Zero reakcji.
- Proszę pana - ciociunia przeszła do ofensywy. - Mówię do pana. My dzisiaj płacimy w naturze.
Taksiarz zahamował gwałtownie dość. Pomaluśku odwrócił głowę - a gest ten jako żywo przypominał ograne sceny z horrorów z kierowcami tirów - seryjnymi mordercami. Łypnął złowieszczo.
- Pani mówisz do mnie? - wycedził
Dalej jechałyśmy w ciszy

by konwalia

* * * * *

ON DZWONI ZAWSZE DWA RAZY

Dzisiaj po południu przeżyłem zaskakujące zdarzenie, ale po kolei (albo po szynach, jak kto woli).
Przyszedł nieoczekiwanie początek roku i z tego tytułu, moje kierownictwo stwierdziło, że posiadam jakiś tam zaległy urlop. Nie zważając na protesty, wyeksmitowali mnie na przymusowe lenistwo, co skutkuje byczeniem się w domu. Leniuchuje sobie już drugi dzień, gazetki zaległe czytam, z ’osobistą’ widuję się dłużej niż 4 godziny dziennie, słowem - sielanka.
Nagle słyszę dzwonek do drzwi. Otwieram, a za drzwiami stoi listonosz i odzywa się do mnie w te słowa:
- O, dzień dobry, a nie spodziewałem się pana zastać o tej porze w domu (SIC!).
I tu naszły mnie dwa pytania:
1. Dlaczego zadzwonił tylko raz - powinien skubany zadzwonić dwa razy.
2. Co on, cholera miał na myśli?
’Osobista’ twierdzi, że jest tylko prywatna, hmmm... chyba powinienem kupić strzelbę. Albo lepiej psa. Pitbula?

by plumbum

* * * * *

NIEZŁE JAJKA

W radiu Daukszewicz przed chwilą opowiadał, jak to wracał sobie z ryb i zatrzymał się w pewnym zajeździe na Mazurach, w celu uzupełnienia kalorii. W zajeździe zamawia jajecznicę, chlebek z masłem i kawę. Kobieta przyjmuje zamówienie, wychodzi na zaplecze i słychać, że dzwoni gdzieś podekscytowana. Po paru minutach pod zajazd podjeżdża samochód z piskiem opon, wbiega do środka zdyszany facet z zapasem jaj w rękach i zwraca się do Daukszewicza:
- Panie Krzysiu, Iwonka od razu pana poznała i zadzwoniła. Jajka przywiozłem, bo widzi pan, nam Sanepid wczoraj kuchnię zamknął, ale specjalnie dla pana usmażymy.
Ponoć jakoś stracił apetyt...

by kapishon21


Chcesz poczytać więcej autentyków? To wejdź na nasze forum "Kawałki mięsne", tam też możesz opowiedzieć jakąś zabawną historię ze swojego życia (koniecznie zaznaczając przy wątku taki znaczek: ), a być może za tydzień to właśnie Ty rozbawisz na naszej stronie głównej czytelników kolejnych Autentyków!

Oglądany: 53218x | Komentarzy: 23 | Okejek: 4 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

27.04

26.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało