Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Zaginieni w kosmosie - kosmonauci, których śmierć została zatajona przez radzieckie władze

145 539  
450   37  
W okresie zimnej wojny żadna ze stron nie mogła sobie pozwolić na porażkę w najbardziej kluczowych dziedzinach technologicznego wyścigu.

Specjalistami od zatajania niewygodnych informacji byli Rosjanie, którym udało się zamieść pod dywan nawet tak spektakularną katastrofę, jak eksplozja pocisku balistycznego w kosmodromie Bajkonur, w wyniku której życie straciło 150 osób.

Tymczasem ktoś rzucił hasło „Kto ostatni na Księżycu, ten trąba!”. Związek Radziecki i USA rozpoczęły swój galop w bezkres kosmosu. Kto wygrał ten wyścig – wszyscy wiemy. Tajemnicą zaś pozostają krążące od lat informacje o rosyjskich kosmonautach, którzy zbyt bardzo zaufali rodzimej radzieckiej technologii i ich powrót do domu pozostał pod dużym znakiem zapytania.

Trzeba od razu tu zaznaczyć, że na ten temat narosło sporo mitów i ewidentnych ściem, jak chociażby ta dotycząca nieudanych prób wysłania dwóch rosyjskich kosmonautów na Księżyc jeszcze przed misją Apollo. Zgodnie z tą plotką rakieta nie weszła w strefę grawitacyjną naszego naturalnego satelity i biedni radzieccy podróżnicy po prostu polecieli dalej, gdzieś w otchłań kosmosu.


O tego typu sensacjach poczytać możemy na serwisach dla miłośników spiskowych teorii, którzy szybko znaleźliby powiązanie pomiędzy kosmonautami a reptiliańskią żydomasońską próbą przejęcia kontroli nad światem.
Są jednak też pewne intrygujące i mogące mieć w sobie ździebko prawdy informacje na temat radzieckich podróżników, którzy faktycznie mieli więcej pecha niż ich kumpel Gagarin.
Zacznijmy więc od przewrotnego pytania:

Czy Jurij Gagarin był pierwszym człowiekiem w kosmosie?

W latach 80., kiedy chłód zimnej wojny nieco zelżał, do wiadomości publicznej zaczęły dochodzić zatajane wcześniej przez radzieckie władze niewygodne fakty. Tak było na przykład ze sprawą śmierci Wałentyna Bondarenki – młodego mężczyzny, który w 1960 roku znalazł się wśród jednej z pierwszych grup ludzi szkolonych do podróży w kosmos.


Będąc w komorze symulatora, Wałentyn upuścił gazik nasączony spirytusem wprost na rozgrzaną płytę grzewczą kuchenki. W kabinie wybuchł pożar. Nie można jej było jednak natychmiast otworzyć ze względu na dużą różnicę ciśnień. Ostatecznie Bondarenko został wyciągnięty z symulatora w stanie agonalnym. Zmarł w szpitalu parę godzin później.
Informacje o tej tragedii zostały opublikowane ćwierć wieku po tym wydarzeniu.
Tymczasem w 1959 roku znany niemiecki inżynier Hermann Oberth przedstawił Amerykanom raport dotyczący nieudanych kosmicznych radzieckich projektów. Wśród nich znalazł się opis incydentów, które rzekomo miały miejsce w Czechosłowacji. Przynajmniej czterech kosmonautów miało wówczas zginąć podczas kolejnych prób wystrzelenia ich na orbitę. Być może niektórym z nich udało się nawet tam dotrzeć i ich ciała do dziś dryfują gdzieś na orbicie.

Ostatnie słowa umierającego kosmonauty

Na zawsze zapamiętamy słowa wypowiedziane przez Neila Armstronga stawiającego swe pierwsze kroki na powierzchni Księżyca. Niestety, nie dowiemy się co chciał przekazać ludzkości Władimir Komarow - bliski przyjaciel Gagarina, który w 1967 roku odbył podróż na pokładzie statku Sojuz 7K-OK. Przelot ten, zwieńczony spacerem w kosmosie, miał być dowodem przewagi radzieckiej myśli technologicznej nad amerykańską. Okazja była wyśmienita – parę miesięcy wcześniej Amerykanom podczas testów spłonął moduł dowodzenia Apollo 1, a życie straciły wówczas trzy osoby.


Niestety Rosjanom też nie dopisało szczęście. Komarow przebywał w kosmosie przez nieco ponad dobę i zmagał się z coraz to bardziej kłopotliwymi usterkami technicznymi. Najpierw jeden z paneli słonecznych nie chciał się otworzyć, później nawalił system stabilizacji rakiety i ta zaczęła wirować, następnie pojawiły się problemy z komunikacją radiową i klimatyzacją wewnątrz kabiny. Komarow zachował zimną krew i poradził sobie z większością komplikacji. Gdy dostał pozwolenie na sprowadzenie pojazdu na Ziemię, okazało się, że nie można zrobić tego korzystając z urządzeń automatycznych i kosmonauta musi przejść w tryb manualny.

Komarow miał wylądować na północy Rosji lub w Kazachstanie. Jednak i tym razem pojawiły się nieprzewidziane kłopoty – kolejna awaria spowodowała, że główny spadochron nie chciał się otworzyć, a w awaryjnym zaplątały się linki i kapsuła wyrżnęła o ziemię z prędkością 150 metrów na sekundę, wybijając w glebie wielką dziurę i stając w płomieniach.


Oczywiście Komarów nie przeżył tego lądowania. Tak wyglądał po powrocie:


Co interesujące – większość urządzeń w kapsule mimo wszystko działała, tak więc udało się zarejestrować ostatnie chwile życia dzielnego kosmonauty. Nigdy ich jednak nie upubliczniono. Czemu? Cóż, jeśli wierzyć plotkom – amerykańskie jednostki nasłuchowe położone w Turcji zarejestrowały pełne desperackiej wściekłości wrzaski kosmonauty, wylewającego potok przekleństw i złorzeczeń pod adresem sukinsynów, którzy kazali mu wleźć do środka tej feralnej, tandetnej rakiety. Podobno Komarow zanim zamienił się w pogruchotaną, zwęgloną, dymiącą masę, nie szczędził też przykrych uwag na temat komunistycznych władz Rosji.

Ciężki powrót do domu dla Władimira Iljuszyna

Równie intrygująca, aczkolwiek już nieco mniej wiarygodna, wydaje się historia radzieckiego pilota – Władimira Iljuszyna, który na pięć dni przed podróżą Gagarina miał zostać wysłany w kosmos. Tym razem kosmonauta przeżył, a jego rakieta wykonać miała kilka okrążeń wokół naszego globu.


Niestety, projekt trzeba było szybko przerwać z powodów technicznych. Komplikacje zaczęły się podczas prób sprowadzenia Rosjanina do domu. Ostatecznie Iljuszyn, mocno poturbowany, wrócił na Ziemię – wylądował w Chinach, gdzie był przez dłuższy czas internowany.


Sowieckie władze, nie chcąc dawać pożywki amerykańskiej propagandzie, sprawę miały wyciszyć i skupić się na nagłaśnianiu podróży Gagarina. A mimo to jeszcze parę miesięcy wcześniej rosyjskie gazety trąbiły o Iljuszynie – wzorowym uczestniku szkoleń kosmicznych i idealnym kandydacie do pierwszego lotu w kosmos. Według oficjalnych informacji nagłe zniknięcie Władimira związane było z jego wypadkiem samochodowym i późniejszą rehabilitacją, którą niedoszły kosmonauta miał odbyć w… Chinach.

„Pravda means Truth” - wątek amerykański

Amerykański pisarz sci-fi Robert A. Heinlein w roku 1960 odbył podróż do Wilna, gdzie miał spotkać się z młodymi żołnierzami Armii Czerwonej. Ci w wielkim zaaferowaniu mieli powiedzieć mu o tym, że właśnie Rosjanom udało się wysłać człowieka na orbitę. Parę godzin później informację tę zdementowali dowódcy nazbyt gadatliwych żołdaków. Heinlein sugerował później w swoim artykule „Pravda means Truth”, że w jednej z misji prototypowego statku Wostok musieli wziąć udział żywi ludzie.


Według oficjalnych informacji tego typu misje miały za zadanie zbadać wpływ braku grawitacji na ludzki organizm, a w każdej z dwóch ekspedycji programu udział brały naturalnej wielkości ludzkie kukły typu "Iwan Iwanowicz". Nadawano także wcześniej zarejestrowane nagrania z ludzkim głosem, aby sprawdzić działanie urządzeń do komunikacji radiowej.

Nasłuchiwanie kosmosu po włosku

O rzekomym zatajaniu informacji na temat śmierci radzieckich kosmonautów w kolejnych nieudanych projektach kosmicznych głośno mówiło się już w latach 60. W tamtym czasie we Włoszech dwaj bracia Judica-Cordiglia zagospodarowali pewien poniemiecki bunkier położony niedaleko Turynu. Młodzi pasjonaci skonstruowali tam całkiem sprawne urządzenia nasłuchowe na bazie wojskowych anten i podzespołów radiowych. Za ich pomocą bracia regularnie nasłuchiwali transmisje nadawane zarówno przez pierwszego amerykańskiego satelitę Explorer-1, jak i przez sowieckiego Sputnika. Nie były to jednak jedyne rzeczy, które udało się Włochom „podsłuchać” podczas cierpliwego śledzenia radzieckich pasm.


Bracia twierdzili, że zarejestrowali także niemało cennych dźwięków dowodzących tego, że zanim Gagarin „podbił kosmos”, kilku innych radzieckich kosmonautów próbowało go uprzedzić.
Zarejestrowano m.in. nadawany Morse'em sygnał S.O.S, płacz rosyjskiej kosmonautki, uwięzionej w płonącej rakiecie, prośby o pomoc załogi, która zboczyła z kursu oraz upiorne dźwięki wydawane przez pozbawionego tlenu nieszczęśnika samotnie umierającego gdzieś na orbicie.
Kolejne informacje publikowane przez braci Judica-Cordiglia ściągały na nich coraz więcej uwagi. Współpracę miało im zaproponować zarówno CIA, jak i KGB.


Z dnia na dzień Włosi zaprzestali jednak swoich nasłuchiwań – być może ktoś im groził, a może po prostu bali się, że wreszcie powinie im się noga i wszyscy zorientują się, że ich nagrania to jeden wielki wałek. Tak czy inaczej – do dziś trwają spory, czy materiały, którymi chwalili się włoscy zajawkowicze są autentyczne.

Źródła: 1, 2, 3, 4, 5
7

Oglądany: 145539x | Komentarzy: 37 | Okejek: 450 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało