Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Piekielne autentyki XXI

65 026  
267   23  
Jakaś mała kawiarnia - żadna sieciówka. Upał był straszny, ale byłam tak nieprzytomna, że bez kawy po prostu bym się nie zebrała, żeby ruszyć dalej do domu. Wchodzę do środka, zamawiam dużą kawę z mlekiem na wynos i czekam sobie przy kontuarze.

Pan przy kasie stawia kubek na ladzie, ja przygotowana na nieco ciężkie naczynie podrywam je do góry, a tu nagle zonk - kubek wydaje się pusty. Otwieram go, a tam - nikt mi nie chce w to wierzyć - mały kopczyk z kawy. Myślę sobie, 'co, do diabła, od kiedy to kawę podaje się bez wody?'. Podchodzę raz jeszcze do kontuaru.
[j]a
[p]an przy kasie

[p] (baaardzo znudzony): Czym mogę służyć?
[j]: Wie pan, chyba pan czegoś zapomniał dodać do tej kawy. - Po czym otwieram wieczko i prezentuję mu zawartość.
[p]: Nie widzę nic nienormalnego (?!)
[j]: Słucham? To może mi pan powie, od kiedy kawę podaje się w formie proszku?
[p]: ...No ale to za wrzątek będzie pani musiała dopłacić.
Ja już kompletnie ogłupiałam, bo o ile się orientuję w cenę kawy wlicza się cenę wrzątku - zazwyczaj...
[j]: No chyba pan żartuje. Ja płacę za kawę w stanie ciekłym, a nie za kupkę proszku na dnie kubka.
[p]: No dobra, dobra, pani da ten kubek.
Odwrócił się, coś pogmerał przy kawie, po czym odstawia ją na ladę.
Chwytam za kubek już szykując się na podziękowanie i pożegnanie, ale tu następny zonk - kawa jest zimna.
[j]: Proszę pana, dostałam zimną kawę. Chciałabym zwrotu pieniędzy lub nową kawę. Tym razem z wrzątkiem w zestawie.
[p]: To pani w taki upał będzie gorącą kawę piła? Poza tym mówiłem, że za wrzątek trzeba będzie dopłacić.

Wkurzyłam się strasznie, popatrzyłam na gościa z niedowierzaniem - nie wydawał się jakoś bardzo nierozgarnięty. Zabrałam kubek, wylałam kawę do kosza na śmieci (żeby było śmieszniej - kubeł bez worka), odstawiłam kubek na ladę, odwróciłam się i wyszłam. Więcej nie wrócę i odradzam wszystkim znajomym, którym wpadnie do głowy się tam wybrać.
Do tej pory trudno mi uwierzyć w absurd tej sytuacji.

by spot

* * * * *


Kolejna śmieszna historyjka. Cofnijmy się kilkanaście lat wstecz. Miałem może 13 lat, mój brat stryjeczny, jak wynika z tych przybliżonych obliczeń, 8. Możecie wierzyć albo nie, ale Filip nigdy nie sprawiał problemów podczas zakupów. Poszedłem wraz ze stryjem i Filipkiem po prezent na chrzciny dla córeczki znajomej. Z tego, co pamiętam, w sklepie było mnóstwo zabawek, ale brat nie wyrywał się do ojca z krzykiem "Kup mi!", tylko spokojnie czekał.

- Przepraszam, czy to dziecko jest aby na pewno normalne? - zapytała ojca jakaś kobieta, wskazując na Filipa.
- Słucham? Czy pani ma coś do mojego syna?
- Tak cicho stoi, jakby był zastraszany albo bity!
- Absurd. Jest po prostu grzeczny.
- Moje dziecko nigdy nie jest takie spokojne w sklepie z zabawkami. W ogóle pierwszy raz widzę dziecko, które nie błaga ojca o cokolwiek w takim miejscu. Mężczyźni nie mają pojęcia o wychowaniu!
- A po co ma błagać? - wiedziałem, że stryj ma ochotę wygarnąć tej pani, co o niej myśli, jednak zachował spokój. - Rozgląda się i zastanawia, jak ominąć te wszystkie zabezpieczenia. Sam sobie weźmie.

Kobieta zamilkła. Rzuciła tylko coś w stylu "wyrodny ojciec" i poszła sobie. Oby jej dziecko nie wyrosło na potwora, który uważa, że wszystko mu się należy.

by AntoniIgnacyW

* * * * *


Historia działa się około rok wstecz. W upalny dzień stanęłam w długiej do samych drzwi kolejce w naszej kochanej Poczcie Polskiej. Było kilka minut do 18, gdy dobiłam się do okienka. Za okienkiem siedziała na oko miła starsza pracownica [P] . Jej piekielność ukazała mi [J] się dopiero po chwili. Podchodzę do okienka.

[J] Dzień dobry, poproszę jedną dużą kopertę i znaczek do nadania jej.
[P] Dobry. Chwileczkę.
Była godzina za trzy, cztery 18.
Pracownica siedzi, i patrzy się a to raz na mnie, a to raz na zegarek.
Gdy wybiła równa 18, z nieukrywanym uśmieszkiem powiedziała do mnie
[P] Przepraszam, ale właśnie skończyłam pracę, zapraszam do okienka obok.

Miałam 15 lat, tekst szanownej pani na poczcie mnie zgasił. W kolejce obok nie stanęłam, bo ciągnęła się również do drzwi. Koperty ani znaczka nie uzyskałam. Ale jednego nie mogę zrozumieć. Przez te 3 minuty, kiedy to wbijała wzrok we mnie kilka razy, podałaby mi te dwie rzeczy ;)
Ach absurdy naszej kochanej Poczty Polskiej ;)

by tiny

* * * * *


Historia o zespole weselnym, przypomniała mi własne 4-letnie perypetie w tej branży.

Nadchodzi weekend. Jedziemy. Prawie 200 km. Na miejscu zapewniony nocleg i śniadanie dnia następnego. Wszystko zapisane w umowie.
Na miejscu pełen luksus. Obiekt zabytkowy - stary pałacyk. Piękna sala, pełen przepych. Nie powiem ucieszyło to nas, bo i akustyka dobra i wrażenia estetyczne spoko.

Akcja właściwa.
Sprzęt rozstawiony, do rozpoczęcia imprezy jeszcze ponad godzinę. Akurat tyle czasu by usiąść i zjeść obiad (na ogół zespoły weselne jedzą wcześniej - po to żeby goście nie czekali aż muzycy się posilą). Nie ma jednak stolika wydzielonego dla nas. Pytamy kelnerów - nic nie wiedzą, mamy pytać Młodej Pary. Pokój? Nic im nie wiadomo. No cóż, zdarza się, ludzie zestresowani, zapominają o takich rzeczach. Wyciągnęliśmy kanapki i inne buły, które zostały nam z drogi i jemy przed lokalem. Goście zaczynają się zjeżdżać. Sądząc po klasie aut, należą do raczej "wyższych sfer".

Udaliśmy się zatem na salę przygrywać weselnie i gości witać, przekonani, ze Młodzi powiedzą nam gdzie mamy swoje miejsce. Wierzcie mi - to nie jest fanaberia. Kapela potrzebuje przerw. Grając 45 minut, ta 15 minutowa pauza jest optymalna by odpocząć (gitara waży około 4-5 kg, a trzymam ją na sobie około 10 godzin). Skończyliśmy pierwszy set. Nic. Nikogo. OK - zestresowani, zdarza się. Gramy dalej. W czasie drugiego setu już bardziej integracyjnie - oficjalne powitanie, pierwszy taniec... No nie sposób nie zauważyć 3 rosłych orkiestrantów robiących show;).
W międzyczasie kolega zwrócił mi uwagę, że na sali wszystkie miejsca są już zajęte. Następna przerwa - pytamy kelnerów gdzie siadać, nic nie wiedzą. Szef zespołu idzie do Młodych i przedstawia sprawę. Co usłyszał od Pana Młodego?
- Nie zawracaj mi głowy. W umowie nic nie ma o jedzeniu i stoliku. Radźcie sobie sami, a jeśli nie będzie mi się podobało, to zobaczymy czy działacie legalnie. Jeśli nie, to się nie wypłacicie - i dalej gadka jaki to on wzięty prawnik, o noclegu mamy zapomnieć.

Groźbą się nie przejęliśmy, bo działalność jak najbardziej legalna była, wszystko co trzeba opłacone. Powiecie, że faktycznie zespół jest w pracy i nie ma potrzeby żeby się "gościł", bo to i nie ich święto, i dodatkowy wydatek. W umowie też nic faktycznie o jedzeniu nie było. To raczej swego rodzaju zwyczaj, by i tą orkiestrę weselną nakarmić. Powiem, że nie oczekiwaliśmy równego z gośćmi traktowania, ot obiad zjeść, kolację i trochę wody mineralnej na stoliku. No i miejsce żeby usiąść i dać odpocząć nogom, plecom oraz wypocząć przed powrotem - nie było kierowcy.

Postanowiliśmy sobie sami poradzić - wszak nasz klient nasz pan. Podczas kolejnej zabawy z młodymi, na parkiecie pośród rozbawionych gości znalazł się jeden całkiem nie z tej baśni.

Facet w czerwonym polarze, w czapce z daszkiem i termiczną torbą z pizzą wyglądał komicznie pomiędzy surdutami, frakami i pięknymi wszelkiej maści sukniami wieczorowymi. Tak - zadzwoniliśmy po pizzę. Widząc dezorientację dostawcy kolega przywołał go do siebie przez mikrofon i zaczął płacić, po czym odłożyliśmy pizze i gramy jakby nigdy nic, bo nie czas na przerwę. Stolik znalazł się w tempie ekspresowym, jedzenie też. Wszystko za sprawą ojca Pana Młodego, który to nieźle syna obsztorcował. Pokój jak się domyślacie też się odnalazł.

Jaki z tego morał?
Kiedy wyprawiasz przyjęcie za ponad 100 tys zł nie próbuj zaoszczędzić kosztem obsługi, to kelnerzy, kucharze i zespół dba o klimat Twojego wesela.
Co zapamiętają goście z tego skądinąd udanego przyjęcia? - Faceta z pizzą.

by snb

* * * * *


Pewnego wieczoru w drodze do dziewczyny postanowiłem wstąpić do sklepu (duża sieć z płazem w nazwie) po kilka drobiazgów (cola, jakieś winko i co ważne - prezerwatywy). Wziąłem z półki co potrzebowałem i stanąłem przy kasie. Miła z wyglądu pani, ok 50 lat, skasowała moje zakupy i pyta:
[P] - Coś jeszcze?
[J] - Tak, paczkę durexów.
[P] - Nie sprzedam.
Lekko zbaraniałem - o ile wiem, żeby kupić prezerwatywy nie trzeba mieć żadnych dokumentów, skończonych 18 lat itp, zresztą na pewno nie wyglądam na nieletniego.
[J] - Ale dlaczego?
[P] - BO NIE MA PAN OBRĄCZKI!
W tym momencie witki mi opadły. Odwróciłem się i wyszedłem. Prezerwatywy kupiłem w sklepie kawałek dalej - były 2zł tańsze. ;)

Każdy znajomy, który usłyszał tę historię podpowiadał, co powinienem był odpowiedzieć, jak się odgryźć, gdzie złożyć skargę... ale przyznam, że sam absurd sytuacji tak mnie zatkał, że nie mogłem wymyślić nic.

by Safari

* * * * *



Już kiedyś pisałam, że pracuję w salonie samochodowym niemieckiej marki Premium, gdzie klienci, no co tu wiele mówić, są dość specyficzni.

Mamy jedną toaletę damską, wspólną dla klientów i pracownic. W toalecie dwie kabiny. Przed chwilką poszłam za potrzebą, jedna z kabin zajęta, więc weszłam do drugiej. Ledwo zamknęłam drzwi, usłyszałam, że ktoś wchodzi do pomieszczenia. Krótka chwilka pewnie na ocenę „zajętości” i ktoś z uporem maniaka zaczął dobijać się do jednej i drugiej kabiny. Na słowo „Zajęte” moje i drugiej korzystającej osoby, pukająca nie zareagowała, tylko jeszcze intensywniej dobijała się do kabin.
Myślę sobie: Oho, kogoś przypiliło, więc szybko się ogarnęłam i wyszłam.

W drzwiach stała (p)ańcia (ewidentnie klientka – wierzcie, to widać!), od której wzroku woda w kranach pewnie kwaśnieje, a dzieci zanoszą się płaczem.
(P) – Kto jest twoim przełożonym?!
(J) – Ale przepraszam, o co chodzi?
(P) – To jest skandal, chcę rozmawiać z twoim kierownikiem! Kto to widział!!
(J) już kompletnie zgłupiałam, ale pytam ponownie, o co kaman.
(J) – Nie wiesz, że klient ma ZAWSZE pierwszeństwo? Żebym ja musiała czekać do kibla?! Co to za miejsce?!
To mówiąc przepchnęła się koło mnie i zatrzasnęła drzwi od kabiny.

Tak moi drodzy. Nawet jeśli jesteście w trakcie załatwiania potrzeby, musicie skończyć natychmiast, gdy KLIENT musi wejść.
Z drugiej kabiny nikt nie wyszedł, pewnie się przestraszył. :)

by Tumartini

* * * * *



Dwa bloki naprzeciwko siebie - każdy ponad 100 mieszkań, ja w wieku około-pełnoletnim.
Wsiadam kiedyś z mamą do windy, do której jeszcze się wepchała jedna starsza sąsiadka. I zaczyna nawijać:
- A pani to już z tych wakacji wróciła? Bo pani syn sam w domu był przez tydzień, ale wie pani co??? Żaluzje zaciągał i nic nie było widać co robi!

by Dominik

* * * * *


Absurdy biurowe, część kolejna.

Firma moja jak wiele innych szczyci się posiadaniem certyfikatu ISO. W związku z tym co jakiś czas przeprowadzane są audyty, czy się nam to ISO należy czy nie.

Podczas ostatniego audytu pan audytor doczepił się, że jedno urządzonko nie znajduje się w szafie zamykanej na klucz. Nieważne, że znajduje się w zamkniętym pomieszczeniu - ma być jeszcze w zamkniętej szafie.

Urządzenie zostało więc w szafie umieszczone.

Gdzie absurd?

Szafa posiada zamknięcie na klucz, za to nie posiada tylnej ścianki.

by Aster812

* * * * *


Wizyta w supermarkecie.
Małe zakupy - ot sok i jakiś batonik.
Idę z towarem do kasy, a że kasa ′Do 5 produktów′ otwarta, tam właśnie kieruję swoje kroki. Kolejka na 3 osoby - każda z nich po 2-3 produkty, czyli szybko pójdzie. Już prawie stoję na końcu kolejki, gdy nagle zza półki wyjeżdża Ona - kobita około czterdziestki z wózkiem wypchanym po same brzegi. W porę uskoczyłem - dzięki temu żyję. No ale niestety kolejka się wydłużyła o jedną osobę.

- Przepraszam panią najmocniej... To jest kasa ′Do pięciu produktów′...
Zero odzewu. Kobita zaczyna pospiesznie wykładać towar na taśmę.
- Przepraszam panią... Ja mam tylko dwie rzeczy do skasowania, mogłaby mnie pani przepuścić?
W dalszym ciągu zero odzewu - może niedosłyszy? Co jakiś czas zerka w moją stronę, cały czas wykładając towar.
- Proszę pani! Słyszy mnie pani?
Jak do muru. Z tym, że mur nie wykłada towaru na taśmę.

W końcu skończyła układanie spożywczej piramidy i odwróciła się w moją stronę. Korzystając z tego, że mnie widzi, zwróciłem na siebie uwagę:
- Przepraszam panią najmocniej...
- Czego?
- Mogłaby mnie pani przepuścić? Mam tylko dwie rzeczy do skasowania, a spieszę się...
- Też się spieszę!
- No tak, ale to kasa ′do pięciu produktów′... - mówiąc to, wskazałem ogromną tablicę nad kasą mówiącą: "Kasa do pięciu produktów".
- Och przepraaaaszam... Nie zauważyłam. Ahihi. - Udawany chichot zawsze wzbudza we mnie negatywne uczucia...
- W takim razie mogę wejść przed panią do kolejki?
- NIE!

Rzut okiem na pobliskie kasy, przy każdej co najmniej dwa wypełnione po brzegi wózki, uświadomił mnie, że jestem skazany na to babsko przede mną. Spokojnie poczekałem, aż kolejka dojdzie do niej. Pani w kasie zaczęła kasować produkty, a ja zacząłem je pod nosem liczyć:
- Raz... Dwa... Trzy ... (...) Siedem...
Na co odwraca się Piekielna.
- Co pan robisz!?
- Liczę sobie. Osiem... Dziewięć...
- Przestań!
- Dziesięć... Czemu? Przecież cicho liczę... Jedenaście...
- Bo mi to przeszkadza!
- Dwanaście... Jak pani zwracałem uwagę... Trzynaście... że to jest kasa do pięciu... Czternaście... produktów, to jakoś pani nie słyszała... Piętnaście... A zrobiłem to znacznie głośniej... Szesnaście...

Wściekła twarz kobity sprawiała mi ogromną satysfakcję, toteż liczyłem z coraz szerszym uśmiechem na twarzy, co z kolei coraz bardziej ją rozwścieczało.
- No bo ja nie wiedziałam, że to kasa do pięciu produktów.
- Siedemnaście... Wystarczyło mnie przepuścić... Osiemnaście... to bym teraz nie liczył... Dziewiętnaście...
- Jak przepuścić?! Już wyłożyłam towar na taśmę!
- Dwadzieścia... Podszedłbym do kasy z towarem... Dwadzieścia jeden... w ręce. Dwadzieścia dwa...
- No to idź pan! Pani, skasujże go pani, bo już mie na nerwy działa!
Pani w kasie spojrzała na mnie udręczonymi oczyma wyrażającymi: ′To ja mam teraz to wszystko wycofywać?′.
- Proszę kontynuować. Ja sobie jeszcze policzę - powiedziałem z uśmiechem na twarzy. W końcu to nie ona zaszła mi za skórę. Kiedy wróciła do przerwanej pracy, ja wróciłem do przerwanego liczenia.
- Dwadzieścia trzy...
- Panie! Jak pan nie chcesz przede mnie do kolejki, to po kiego liczysz!?
- Dwadzieścia cztery... Bo lubię. Dwadzieścia pięć...
- Wariat. - powiedziała i odwróciła się na pięcie.

Doliczyłem do trzydziestu dwóch - tyle produktów zostało skasowanych. Pani przystępuje do płacenia.
- Gratuluję pani! - Wypaliłem z szerokim uśmiechem. - Pobiła pani nowy rekord w zakupach przy kasie do pięciu produktów! Proszę się zgłosić do punktu obsługi klienta - wypłacą pani nagrodę!
Zostałem ofuknięty i ponownie nazwany wariatem. Nie wiem, czy Piekielna udała się do POKu, czy nie - zanim załadowała wszystko do wózka, ja zdążyłem zapłacić za swoje zakupy i wyjść ze sklepu.

Od tamtej pory kiedy stoję w kolejce do kasy ′do pięciu produktów′ widząc kogoś podjeżdżającego z mega-zakupami, zaczynam odliczanie (trochę głośniejsze, tak żeby słyszeli) już przy wykładaniu towaru na taśmę - przeważnie działa i najdalej po czterech, ludzie zawstydzeni wrzucają to co wyłożyli z powrotem do wózka i jadą do innej kasy :)

by Gryfu

<<< W poprzednim odcinku

1

Oglądany: 65026x | Komentarzy: 23 | Okejek: 267 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

09.05

08.05

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało