Szedłem sobie do pracy, normalnie, jak co dzień, gdy basset co to go minąłem wcześniej jak się wypasał na trawniku obok stwierdził że mnie nie lubi, że mnie dojedzie i zagryzie. Pewnie przez zapach, było nie brać prysznica rano,zamiast yebać fajkami i przetrawionym alko jak wszyscy to ja pachnę fiołkiem. No i szarżuje na mnie ten basset, szybkość to mu daję jakieś 1,5 węzła, ale że widać że zażarty, że bassety to psy myśliwskie szkolone do polowania na lwy a ja lwem nie jestem, to pomyślałem sobie że trzeba się bronić albo uciekać. Tylko że do obrony to mam tylko parasol, ale taki mały rozsuwany, bez szpica którym mógłbym wykłuć bassetowi mózg, gazu żeby go popsikać i żeby to było dla niego nieprzyjemne i żeby sobie poszedł też nie mam. Oj, nie radzisz sobie Fiołek w miejskiej dżungli, nie radzisz, czasy gdy byłeś street samurai może i były, ale minęły, oj minęły...
No nic, trza uciekać. Uciekam, ale tyłem. Tak sobie to racjonalizuję, że to dlatego żeby mi nie skoczył na kark i nie przegryzł. No, właściwie to karku nie dosięgnie, ale tętnica udowa jest prawie w jego zasięgu dopadnie, przegryzie i wykrwawię się na tej ulicy jak jakiś debil. Tak naprawdę to tyłem uciekałem jednak dlatego, żeby nie stracić widoku, szarżujący basset uderza lewą wargą w prawe ucho i wydaje taki odgłos klaskania, będzie co wnukom opowiadać!
Wtedy zdarzyły się dwie rzeczy: właściciel dogonił basseta i złapał go za obrożę, a ja yebłem biodrem w barierkę uliczną. Nic to, rozcieram ranę, patrzę a tu z boku scenę obserwował jakiś dziadek, siwe włosy, na nich kaszkiet, uśmiech na twarzy. Widzę, że zaraz coś powie, skomentuje sytuację człowieka który walczył o życie, a on na to:
-Panie, teraz jak te drzewa wycięli to widać koszary, jakie to ładne, odnowione, białe!
Aha.
No rzeczywiście widać.
I tak się zyje u nas w Głogowie, na wsi.
No nic, trza uciekać. Uciekam, ale tyłem. Tak sobie to racjonalizuję, że to dlatego żeby mi nie skoczył na kark i nie przegryzł. No, właściwie to karku nie dosięgnie, ale tętnica udowa jest prawie w jego zasięgu dopadnie, przegryzie i wykrwawię się na tej ulicy jak jakiś debil. Tak naprawdę to tyłem uciekałem jednak dlatego, żeby nie stracić widoku, szarżujący basset uderza lewą wargą w prawe ucho i wydaje taki odgłos klaskania, będzie co wnukom opowiadać!
Wtedy zdarzyły się dwie rzeczy: właściciel dogonił basseta i złapał go za obrożę, a ja yebłem biodrem w barierkę uliczną. Nic to, rozcieram ranę, patrzę a tu z boku scenę obserwował jakiś dziadek, siwe włosy, na nich kaszkiet, uśmiech na twarzy. Widzę, że zaraz coś powie, skomentuje sytuację człowieka który walczył o życie, a on na to:
-Panie, teraz jak te drzewa wycięli to widać koszary, jakie to ładne, odnowione, białe!
Aha.
No rzeczywiście widać.
I tak się zyje u nas w Głogowie, na wsi.
--
Od narzekania boli głowa i rozwolnienie gwarantowane!