Za czasów mojej polskiej niekuchenności czosnek kojarzył mi się z masłem, grypą i katarem, szałwia z płukankami na afty i zawalone gardła, a rozmaryn z rzewną śpiewką militarną. Do dwóch pierwszych tych bohaterów mojej młodości odnosiłam się zdecydowanie negatywnie, trzeci był mi obojętny, bo w sumie nieznany. Potem przyjechałam do Toskanii, zaczęłam powolutku, wcale nie zmuszona, pichcić to i owo, a potem weszła w me życie znakomita Trójca Kuchenna. I, dopóki będzie mi to dane, nigdy nie znudzi mi się zachwalanie tego trójdoskonałego połączenia, albo chociażby samego czosnku czy to z szałwią, czy rozmarynem.
Dziś padło na królika, któremu nie do końca udało sie uciec, ponieważ pozostawił dla dwóch-trzech osób (a i czwarta nie odejdzie głodna):
- swoją wątróbkę, po czem poprosił o dodatkowo:
- dwa listki szałwi
- gałązkę rozmarynu
- ząbek, dwa czosnku
- wszechobecną oliwę ev, 1/4 szklanki, przy dietach trzy łyżki
- przecier pomidorowy, dobrą szklankę, lub dwie łyżki kopiaste koncentratu, do rozprowadzenia z wodą
- sól
- pieprz
- makaronu ile trzeba, 80g na łebka klasycznie, czyli za dużo dla niejadków, za mało dla wygłodzonych
Bierzemy tę naszą Trójcę i siekamy na drobniutko. Tu akurat robię porcję dla dziesięciu chłopa, więc zdjęcia są tylko po to, by zwizualizować konsystencję:
Siekamy osieroconą wątróbkę, najpierw na paseczki, potem na kosteczki, a potem jeszcze ciach ciach ciach, na drobniutko, żeby niewiele do pacibryi brakowało, ale nie miksujemy
No to teraz raz-dwa-trzy: trójcową siekankę na średnio rozgrzany olej, niech puści aromat, a czosnek niech się zarumieni, na to wątróbkę, rozgrzebaną od razu łychą, żeby grud wielkich nie było:
do tego przecier/koncentrat z wodą, sól, pieprz, mały ogień i niech (od czasu do czasu mieszając) pyrka tak, żeby z wodnistości:
przejść w gotową sosowatość:
po wymieszaniu
Teraz woda na gaz, sól do wrzątku i makaron, ile trzeba, na ile trzeba. Osobiście do tego sosu lubię tak penne, jak i spaghetti.
Mieszamy* i gotowe**
*Mieszajcie sosy z makaronem, podrzucajcie oboje na patelni, niech poczują ekstazę prawdziwie gorącego związku! Makaron musi po(ś)lubić sos, musi go objąć i do głębi zaakceptować, małżeństwo suchego makaronu z chochlą sosu na wierzchu jest sztuczne, powierzchowne i trąci szybkim rozpadkiem bez cienia wzajemnej satysfakcji.
**Nie będzie mi dane strzelić (słabego, wiem, ale lubię) zdjęcia gotowemu talerzowi, wszystko dziś idzie na wynos, ale wyobraźcie sobie takie grubsze ragu
Dziś padło na królika, któremu nie do końca udało sie uciec, ponieważ pozostawił dla dwóch-trzech osób (a i czwarta nie odejdzie głodna):
- swoją wątróbkę, po czem poprosił o dodatkowo:
- dwa listki szałwi
- gałązkę rozmarynu
- ząbek, dwa czosnku
- wszechobecną oliwę ev, 1/4 szklanki, przy dietach trzy łyżki
- przecier pomidorowy, dobrą szklankę, lub dwie łyżki kopiaste koncentratu, do rozprowadzenia z wodą
- sól
- pieprz
- makaronu ile trzeba, 80g na łebka klasycznie, czyli za dużo dla niejadków, za mało dla wygłodzonych
Bierzemy tę naszą Trójcę i siekamy na drobniutko. Tu akurat robię porcję dla dziesięciu chłopa, więc zdjęcia są tylko po to, by zwizualizować konsystencję:
Siekamy osieroconą wątróbkę, najpierw na paseczki, potem na kosteczki, a potem jeszcze ciach ciach ciach, na drobniutko, żeby niewiele do pacibryi brakowało, ale nie miksujemy
No to teraz raz-dwa-trzy: trójcową siekankę na średnio rozgrzany olej, niech puści aromat, a czosnek niech się zarumieni, na to wątróbkę, rozgrzebaną od razu łychą, żeby grud wielkich nie było:
do tego przecier/koncentrat z wodą, sól, pieprz, mały ogień i niech (od czasu do czasu mieszając) pyrka tak, żeby z wodnistości:
przejść w gotową sosowatość:
po wymieszaniu
Teraz woda na gaz, sól do wrzątku i makaron, ile trzeba, na ile trzeba. Osobiście do tego sosu lubię tak penne, jak i spaghetti.
Mieszamy* i gotowe**
*Mieszajcie sosy z makaronem, podrzucajcie oboje na patelni, niech poczują ekstazę prawdziwie gorącego związku! Makaron musi po(ś)lubić sos, musi go objąć i do głębi zaakceptować, małżeństwo suchego makaronu z chochlą sosu na wierzchu jest sztuczne, powierzchowne i trąci szybkim rozpadkiem bez cienia wzajemnej satysfakcji.
**Nie będzie mi dane strzelić (słabego, wiem, ale lubię) zdjęcia gotowemu talerzowi, wszystko dziś idzie na wynos, ale wyobraźcie sobie takie grubsze ragu
--
https://www.facebook.com/lunaefragmenta/?ref=bookmarks