Prawdziwy aktor powinien umieć rozśmieszyć do łez, do głębi
wzruszyć, ale także z gracją zatańczyć, kiedy rola będzie tego
wymagała oraz czysto zaśpiewać, gdy przyjdzie mu zagrać sławnego
muzyka. Nie oznacza to jednak, że każdy artysta, który dostaje
zaszczyt wcielenia się w piosenkarza będzie zdzierał własne
gardło. Czasem, z różnych powodów, ktoś użycza mu swoich strun
głosowych.
Foxx to posiadacz
wielu talentów. Zaczynał jako komik w telewizyjnym programie „In
Living Color”, gdzie towarzyszyli mu tacy artyści jak Jim Carrey
czy chociażby bracia Wayans. Parę lat później Jamie otrzymał
rolę w dramacie Olivera Stone’a pt. „Any Given Sunday”, a
niedługo potem udowodnił, że umie też znakomicie śpiewać. Każdy z jego albumów trafił do Top 10 amerykańskiego Billboardu.
Za swoje dokonania w dla branży muzycznej, późniejszy gwiazdor
„Django” zgarnął nagrodę Grammy.
Spodziewać by się więc
można, że wcielając się w postać Raya Charlesa w biograficznym
filmie o tym sławnym muzyku, Foxx da przed kamerą wokalny popis.
Tak się jednak nie stało. Jamie znakomicie naśladował sławnego
wokalistę, jego manieryzmy, gestykulację i mimikę, ba – nawet
bezbłędnie grał na pianinie (aktor nauczył się obsługi tego
instrumentu we wczesnej młodości i każdą kompozycję w filmie
„Ray” wykonał osobiście!). Artysta miał też zaszczyt wspólnie
jammować z Charlesem, jednak w filmie to nie głos Foxxa słyszymy,
kiedy jego bohater zaczyna śpiewać. Zamiast tego najzwyczajniej w
świecie wykorzystano ścieżki, które Ray zarejestrował niegdyś w
studiach nagraniowych.
Selena Quintanilla
była Amerykanką o meksykańskim pochodzeniu, która wypromowała na
całym świecie latynoski pop. W czasie swojego krótkiego życia
artystka ta nagrała ponad 20 płyt, z których wiele odniosła wydawniczy sukces. Niestety, mając zaledwie 24 lata,
piosenkarka wdała się w awanturę z Yolandą Saldívar - kierowniczką
własnego fan-klubu. Od słów przeszło do czynów. Kłótnia
skończyła się wyciągnięciem przez Yolandę pistoletu i
oddaniem strzału w ramię piosenkarki. Kula uszkodziła tętnicę
podobojczykową Seleny. Dziewczyna, straciwszy bardzo dużo krwi,
zmarła w drodze do szpitala.
Dla wielu
hiszpańskojęzycznych mieszkańców USA Quintanilla to postać wręcz
legendarna, więc Jennifer Lopez dostawszy możliwość wcielenia się w swoją idolkę, musiała czuć się bardzo wyróżniona. I znowu – chociaż
nie można tej artystce odmówić talentu, to nie ona śpiewała na
ekranie. Podobnie jak w przypadku biografii Charlesa, tak i tu
sięgnięto po studyjne numery. To, że autorce „Waiting For
Tonigh” nie pozwolono zmierzyć się ze scenami śpiewu, nie
zmienia faktu, że za swój występ w tym filmie Lopez dostała Złoty
Glob.
Elton John przez 20
lat usiłował doprowadzić do nakręcenia filmu na podstawie swoich
wspomnień. W 2012 roku plany te były już całkiem realne, a
sławny, brytyjski wokalista wytypował nawet aktora, któremu chciał
powierzyć zadanie wcielenia się w swoją postać. Artystą tym
miał być nie kto inny, jak sam Justin Timberlake. Rok później
zapowiedziano jednak, że Eltona zagra Tom Hardy. Niestety autor
„I’am Still Standing” trochę poróżnił się z producentami i
ostatecznie cały projekt szlag trafił. Nieoczekiwanie, pomoc w
realizacji wymarzonego przedsięwzięcia zaproponował piosenkarzowi
Matthew Vaughn – reżyser takich produkcji, jak „Kick Ass”, czy
seria „Kingsman”, w której zresztą gościnnie pojawił się
Elton John. Filmowiec zaproponował, że wyprodukuje filmową
biografię muzyka pod warunkiem, że w główną rolę wcieli się
Taron Egerton, gwiazdor wspomnianego „Kingsman”.
Był to strzał
w dziesiątkę – młody aktor nie tylko udźwignął powierzone mu
zadanie, ale i każdy utwór, który słyszymy w produkcji
„Rocketman” osobiście zaśpiewał. I zrobił to naprawdę
dobrze. Jego talent został należycie doceniony - Egerton zdobył za
swój popis Złoty Glob oraz nominowany był do Grammy za wkład w
ścieżkę dźwiękową do tego filmu.
Podobno Kilmer
dostał propozycję wcielenia się w postać legendarnego lidera The
Doors, po tym jak Oliver Stone zobaczył go w głównej roli filmu
fantasy pt. „Willow”. Reżyser, który wcześniej rozważał
powierzenie tego zadania takim gwiazdom, jak Tom Cruise, Johnny Depp,
John Travolta czy Richard Gere, postanowił dać szansę młodemu
aktorowi i zaprosił go na przesłuchanie. Aby przekonać Stone’a
Val wydał parę ładnych tysięcy dolarów na przygotowanie kasety z
nagraniem siebie, w pełnej charakteryzacji, śpiewającego kawałki The Doors.
Kiedy już Kilmer zdobył wymarzoną fuchę, przez
długie miesiące ćwiczył sztukę śpiewu i
nauczył się na pamięć
50 kompozycji Morrisona (mimo że jedynie 15 numerów zostało
wykorzystane w filmie). Aktor tak bardzo przyłożył się do swojego
zadania, że po odsłuchaniu jego popisów, członkowie The
Doors nie potrafili ocenić, czy słyszą zmarłego wokalistę
swojego zespołu, czy artystę, który genialnie go imituje.
Joel i Ethan Coen
zapraszając do współpracy George’a Clooneya liczyli na to, że
poradzi on sobie ze sceną, w której jej bohater zrobi użytek ze
swych strun głosowych. Niestety, nie każdy rodzi się z darem
czystego śpiewania…
„Trafiliśmy do
studia nagraniowego w Memphis. Wszedłem do kabiny, pozawodziłem i
muszę to przyznać - naprawdę myślałem, że wyszło mi to świetnie.”
-
wspominał potem aktor –
„Skończyłem i zdałem sobie sprawę,
że nikt ze zgromadzonych nie chce mi spojrzeć w oczy. Nie chcieli
mi powiedzieć, że mój śpiew ssał po całości (…). Odtworzyli
mi nagranie i mieli nadzieję, że jeśli je usłyszę, zdam sobie
sprawę, jak strasznie wypadłem. Brzmiało to jak kot przejechany
przez naczepę, ale chciałem, żeby pocierpieli trochę bardziej,
więc powiedziałem, że bardzo mi się podoba…”
Ostatecznie jednak,
Clooney, ku radości filmowców, zgodził się, aby śpiewane partie
zostały dograne przez profesjonalnego muzyka.
https://www.youtube.com/watch?v=YDDEqgmGIVg&t=116sMalek spędził
długie godziny na nauce bycia charyzmatycznym wokalistą grupy
Queen. Naśladowanie charakterystycznych zachowań i gestów
tego ekscentrycznego gwiazdora opanował wręcz perfekcyjnie. Trudno
jednak winić go za to, że nawet nie podjął próby naśladowania
śpiewu Mercury’ego, bo tej sztuki opanować się po prostu nie da.
Aby wydawać z gardła takie dźwięki trzeba przyjść na świat w
Tanzanii i nazywać się Farrokh Bulsara. Ewentualnie też
można też
być Marcem Martelem i dostać od Stwórcy „spadek” po Mercurym.
Martel, który swego czasu mocno namieszał w mediach
społecznościowych, faktycznie brzmi jak legendarna gwiazda Queen. I
to właśnie jego śpiew możemy usłyszeć w wielu scenach „Bohemian
Rhapsody”. W innych fragmentach filmowcy sięgnęli też po
archiwalne nagrania Mercury’ego.
https://www.youtube.com/watch?v=Smdq7NMOuxE
Reese Witherspoon
ucieszyła się, gdy dostała rolę żony Johnny’ego Casha, w
którego postać miał wcielić się Joaquin Phoenix. Mina jej jednak
zrzedła, gdy poinformowano ją o tym, że skoro małżonka sławnego
muzyka była, podobnie jak on, znakomitą wokalistką, to zadaniem
aktorki będzie nie tylko nauczenie się sztuki czystego śpiewu, ale
i specjalnie na potrzebę filmu,
Reese będzie musiała wystąpić na
scenie przed prawdziwą publicznością. Artystka usiłowała zerwać
kontrakt i nawet wynajęła prawnika, aby ten pomógł jej wymigać
się od powierzonego jej, karkołomnego zadania. Ostatecznie jednak, ćwicząc pod okiem
nauczyciela śpiewu przez sześć miesięcy, Witherspoon zdołała
przygotować się do swej roli. Zarówno ona, jak i partnerujący jej
Joaquin Phoenix sami wykonali wszystkie kompozycje, które mogliśmy
usłyszeć w „Walk the Line”.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą