Barbarossa, władca Algieru, każdą noc spędzał w haremie z paroma swieżymi niewolnicami. Tam dopadla go smierć w 70-tej wiośnie życia. Niewolnice z haremu "zakochały" go na śmierć.
* * * * *
Być może tylko z tego powodu, że był papieżem, dużo wcześniej odwiedziła kostucha 26-letniego Jana XII znanego z rozpusty, gdy na figlach dopadł go pewien zazdrosny mąż i tak pobił, że papież nie tylko nie skonsumował damy, ale i nie dożył też rana.
* * * * *
Tak jak dzisiaj Aids, tak niegdyś postrachem wszystkich nadużywających uciech cielesnych był syfilis. „Na ową bezecną chorobę, cierpiąc jak potępieniec” zszedł z tego świata między innymi król Aleksander Jagielończyk, Jan II Sobieski, Zygnunt II August, wielki hetman litewski Jan Karol Chodkiewicz, a także pisarz francuski Guy de Maupassant. Ten ostatni na wieść, że jest chory pisał: „Mam syfa, ale takiego z prawdziwego zdarzenia, nie jakiś tam tryper, nie świętoszkowate kłopociki, nie mieszczańską kłykcinę kończystą, nie nie! To prawdziwy wielki syf. Jestem z niego dumny i mam w pogardzie wszystkich burżujów. Alleluja! Mam syfa! A skoro go mam, nie boję się już, że go złapię!
* * * * *
Waleczny i odważny król Nawarry Antoine de Bourbon, którego kule omijały w boju zginął od przypadkowej kuli, gdy oddawał mocz z dala od zgiełku bitewnego. Jego syna Henryka IV o mało nie spotkał taki sam los, kiedy podczas polowania przyparty potrzebą udał się na stronę.
Tak w zasadzie to nie ma po co pisać żadnego wstępniaka... Przecież i tak wszyscy wiedzą co będzie poniżej. Ci niecierpliwsi to otwierają całość i czytają od końca... A wytrwałym i tym co pierwszy raz podpowiemy: Autentyki czterdzieste drugie:
Zaczniemy dziś nietypowo - mało śmiesznie, ale za to jak pouczająco... Osk i Ken podpowiedzieli nam, jak poradzić sobie z nagabującym nas dresem. Jest tylko jeden kłopot - trzeba należeć do rycerskiego bractwa...
Grupa z bractwa rycerskiego wraca z cotygodniowego treningu. Dziesięciu chłopa przy mieczach, nic dziwnego więc że nie mają stracha iść najgorszą dzielnicą. W pewnej chwili mijają grupę dresów. Nic sobie z nich nie robią, idą dalej, a za sobą słyszą rozmowy dresiarzy:
- To jak, k***a, przyje**ć im?
Ci z bractwa ręce do rękojeści mieczy, kiedy słyszą głos zapewne szefa grupy.
- Nie!
- Dlaczego? - Pyta ten pierwszy
- Bo jak cię tym krzyżykiem przeżegna to będziesz wiedział dlaczego!
Kiedyś z lubelskiego bractwa wracał jeden z członków nocą, z treningu.. więc otoczyło go paru dresów, prosząc uprzejmie o parę złotych, portfel i komórkę, tak subtelnie sobie pykajac stawami w dłoniach, co miałoby znaczyć ze raczej nie przyjmą odpowiedzi: niestety nie mam drobnych.
Chwile później każdy z nich spier...dzielał jak najszybciej mógł, bo co się okazało... wyżej wymieniony członek bractwa miał pod długim płaszczem topór (nieostry wprawdzie, ale zawsze) który wziął na trening coby się nim znajomym pochwalić…
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą