Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Lekarskie praktyki sprzed wieków

151 054  
339   34  
Mimo że czasem lubimy sobie ponarzekać na absurdy współczesnego świata, to prawdę powiedziawszy cholernie cieszymy się, że nie przyszło nam urodzić się np. w mrokach średniowiecza, kiedy to pełni dobrych chęci lekarze potrafili pacjentowi zrobić niemałą krzywdę. Doprawdy, wolimy spędzić wieczność w przychodnianej kolejce, niż pozwolić komukolwiek wywiercić nam dziurę w czaszce...

Trepanacja

W dawnych czasach lepiej było głośno nie skarżyć się na bóle głowy czy epileptyczne drgawki. Głównie dlatego, że już 7 tysięcy lat temu człowiek doszedł do tego, w jaki sposób tego typu przypadłości można wyleczyć... Troskliwi lekarze z wielkim zaangażowaniem wywiercali pacjentowi wielką dziurę w głowie. Prawdopodobnie wierzono, że przez otwór w czerepie uciekną wszystkie złe demony odpowiedzialne za zdrowotne problemy nieszczęśnika.
Oczywiście proces „leczenia” odbywał się bez żadnego znieczulenia. Warto o tym pamiętać podczas najbliższej wizyty u dentysty. To śmieszne, małe wiertełko to naprawdę pikuś w porównaniu z ciężkim sprzętem służącym do drylowania ludzkich czaszek.


No, dobra. Do obecności księdza przy zabiegu nie czepiamy się. Ale, do cholery, po kiego grzyba chirurg wepchnął sobie lejek na łeb, a znudzona baba po prawej położyła na swym czerepie książkę?

Leczenie kiły malarią

Kiła, czyli boska kara za seksualną rozwiązłość. Przez całe stulecia to zdradzieckie choróbsko skutecznie wysyłało na tamten świat wszystkich tych, którzy bez troski o swą przyszłość, chędożyli wszelkiej maści ladacznice. Dużo wskazuje na to, że kiła to prawdziwa „zemsta Montezumy”, sprowadzona do Europy przez jurnych Hiszpanów, którym to oprócz podbojów i poszukiwań ukrytego w sercu dżungli El Dorado zachciało się miłosnych uniesień w ramionach egzotycznych Indianek. Wiele z nich mogło być nosicielkami równie egzotycznych bakterii...


Tak czy inaczej, europejscy lekarze prześcigali się w pomysłach na skuteczną terapię. Przez dłuższy czas chorzy smarowani byli specjalnym mazidłami na bazie toksycznej rtęci. W ten sposób z życiem pożegnało się wielu pacjentów. Na szczęście w 1927 roku pewien austriacki człowiek nauki odkrył, że krętki blade - bakterie odpowiedzialne za kiłę - bardzo nie lubią, kiedy nosiciel ma wysoką gorączkę. Lekarz zaczął więc zarażać swych pacjentów malarią. Mimo że metoda ta daleka była od doskonałości, jej twórca nagrodzony został Nagrodą Nobla.


Trupia medycyna dobra na wszystko

Przepasany zasłaniającym jajka pnączem kanibal wierzył, że spożycie zwłok powalonego przeciwnika sprawi, że jego najlepsze cechy w magiczny sposób zmienią właściciela. Wiadomo - kąsek bicepsa na zwiększenie siły, nieco skóry zerwanej z policzka na poprawienie dziobatej cery, kawałek kutasa na problemy z erekcją...
„Trupia medycyna”, która w praktyce polegała na pałaszowaniu fragmentów ludzkich ciał to nie tylko praktyka typowa dla amazońskich ludów. Jeśli żylibyśmy w starożytnym Rzymie to wielce prawdopodobne, że miast łykać pigułki raczylibyśmy się np. krwią spuszczoną z żył poległych gladiatorów. Był to niezawodny środek na m.in. epilepsję. Tymczasem w okresie Renesansu niemieckie władze zalecały, aby każda apteka miała „na stanie” przynajmniej 23 człowiecze szczątki (w różnej formie - od ludzkiego tłuszczu po marynowane mięsko).


Dymna lewatywa

Co zrobić, aby topielca postawić na nogi czy przywrócić nieco życia osobie umierającej na cholerę? Ano podać mu najprawdziwszy „eliksir zdrowia”, jakim jest... palony tytoń. W uzdrawiającą moc tej roślin wierzyli niektórzy lekarze żyjący w XVII-wiecznej Europie. Dogorywającemu pacjentowi wpompowywano potężną porcję dymu do tyłka.


Jako że nie zachowały się żadne dowody na to, że któryś z tak potraktowanych umrzyków rączo zerwał się z łoża śmierci i szczęśliwy rzucił się w ramiona swego wybawcy, dziękując mu za tę cudowną lewatywę, śmiało możemy uznać, że metoda ta była całkiem do dupy.


Jąkasz się? Obcięcie języka na pewno pomoże!

Od niepamiętnych czasów na świat przychodziły jąkały. Z problemem tym borykał się zarówno Mojżesz, jak i Lewis Carroll czy Winston Churchill. Na szczęście żaden z nich nie trafił do gabinetu lekarza praktykującego eksperymentalne metody leczenia tego zaburzenia mowy. Na przełomie osiemnastego i dziewiętnastego wieku wielu cenionych chirurgów wykonywało zabiegi polegające na skracaniu języka za pomocą nożyc, przecinaniu nerwów szyi i warg czy usunięciu migdałków. Poprawy w poprawnym artykułowaniu przez pacjentów myśli nigdy nie odnotowano. Za to kilku kojfnęło w wyniku wykrwawienia, tym samym milknąc po kres czasu.


Rak gardła? Papierosek to sprawdzony lek.

W latach 30. ubiegłego wieku coraz głośniej zaczynało się mówić o zgubnych skutkach palenia papierosów. Kompanie tytoniowe musiały szybko podjąć jakieś kroki, bo klientów zaczęło ubywać... Kierownictwo takich firm jak American Tabacco Company czy Philip Morris postanowiło zrobić najbardziej perfidne zagranie, jakie można było sobie wyobrazić. Wiedząc, że ludzie najbardziej ufają osobom wykonującym zawód lekarza, koncerny rozpoczęły kampanię mającą na celu „przekonanie” pracowników służby zdrowia, że papierosy danej firmy są mniej szkodliwe niż te sprzedawane przez konkurencję. W rezultacie wielu lekarzy zasypanych zostało olbrzymimi ilościami „darmowych próbek”. Równocześnie z reklamowych bannerów uśmiechały się sympatyczne, godne zaufania lekarskie twarze, które przekonywały, że palenie Lucky Strike'ów to świetna alternatywa dla osób z wrażliwymi gardłami. Tymczasem inny potentat branży tytoniowej zapewniał, że większość lekarzy wybrało Camele.



Jednak największym absurdem było utworzenie przez firmę Philip Morris grupy o nazwie Medical Relations Division. Werbowała ona lekarzy i badaczy, których zadaniem było naukowe udowadnianie prawdziwości wszystkich medycznych sloganów zawartych w reklamach Cameli.

Krzesło Darwina

Dziadek Karola Darwina, Erasmus, wynalazł metodę leczenia niektórych pacjentów przebywających w szpitalach psychiatrycznych. Chorego sadzało się na krześle podwieszonym linkami do sufitu. Następnie lekarz określał prędkość i czas kręcenia nieszczęsnym pacjentem. Niestety, jak na złość tego typu metoda nie doprowadziła do wyleczenia żadnego z zainteresowanych. Taka „terapia obrotowa” prowadziła najczęściej do wymiotów, bladości czy nawet nietrzymania moczu przez osobę, która spędziła dłuższy czas na nieszczęsnym krześle. Mamy wrażenie, że lekarzom się po prostu nudziło. Coś w stylu: „Hej, stary. A co gdybyśmy tak powiesili kilku wariatów na wirujących krzesłach? Czad, co?”



I na koniec taka medyczna rada znaleziona w książce na temat dawnych przesądów („Odpukać w niemalowane”).




Źródła: 1, 2, 3, 4, 5, 6
47

Oglądany: 151054x | Komentarzy: 34 | Okejek: 339 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

16.04

15.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało