Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Morderczyni mimo woli. Prosta gospodyni, która niosła śmierć

82 382  
207   12  
W pierwszej połowie XX wieku pochodząca z Irlandii kucharka stała się prawdziwym postrachem Ameryki. Nie bez powodu. Tam, gdzie się tylko pojawiała, ludzie nagle zaczynali zapadać na ciężką chorobę zakaźną i umierać. Wkrótce zainteresowały się nią media, które uczyniły z niej prawdziwego potwora w spódnicy. Do dziś nazywana jest Tyfusową Mary.


Wszystko zaczęło się w 1884 r. Piętnastoletnia wówczas dziewczyna wyruszyła wtedy za chlebem do Ameryki. Tam ciężko harowała, nie skarżąc się na swój los i wierząc w poprawę swojego bytu. Ale jak wynika z kronikarskich zapisów i dziennikarskich relacji, nie dawała sobie też w kaszę dmuchać, a jej pracodawcy, których Mary zmieniała nierzadko, potwierdzali jej wybuchowy temperament.

Ale z całą pewnością nikt nie pytałby się o usposobienie irlandzkiej pomocy domowej, gdyby nie dziwne rzeczy, jakie zaczęły się dziać wokół niej w 1900 r. 31-letnia służka zaczęła wówczas dorabiać w domach na terenie Wschodniego Wybrzeża jako kucharka. Irlandka uwielbiała gotować i miała do tego talent. Pech chciał, że wszędzie tam, gdzie się pojawiała, domownicy zaczynali nagle chorować, a w najbardziej drastycznych przypadkach także umierać. Wtedy ona, chcąc dalej zarabiać, zmuszana była do poszukiwania kolejnych gospodarstw.

Najpierw pracowała w domu Mamaroneck (stan Nowy Jork), ale nie zabawiła tam długo. Po około dwóch tygodniach na tyfus (inaczej dur brzuszny) zapadli bowiem prawie wszyscy domownicy. Mary nie musiała jednak czekać długo na kolejną ofertę pracy. Zatrudnienie znalazła na Manhattanie, ale i tam nagle wszyscy zaczęli ciężko chorować, a jedna osoba zmarła. I znów trzeba było szukać nowej roboty. Kolejna znalazła się w domu nowojorskiego prawnika, ale tam również jej kariera przebiegła według doskonale znanego scenariusza — prawie wszyscy mieszkańcy domu, w którym pracowała — w sumie siedem osób — zachorowali. Wtedy jeszcze nie miała pojęcia, że tak naprawdę to ona stoi za wszystkimi przypadkami duru brzusznego, które w niektórych sytuacjach prowadziły do zgonów.

Dopiero gdy pracowała w kolejnym domu, sprawy przybrały inny obrót. W 1906 r. Mary przygotowywała frykasy dla mieszkańców rezydencji na Long Island. Niedługo i tam ponad połowa domowników zaczęła zmagać się z ciężką chorobą. Po tym jak u sześciorga osób wystąpiły objawy duru brzusznego, właściciel postanowił wszcząć śledztwo, które miało się przyczynić do odkrycia źródła choroby. Pracujący na jego zlecenie George Soper, inżynier sanitarny, ujawnił wkrótce niezwykłą zbieżność — choroba pojawiała się wszędzie tam, gdzie pracowała Mary Mallon. Sprawa wymagała bliższego wyjaśnienia. Ekspert już na wstępie ustalił, że jej specjalnością były lody brzoskwiniowe, a te stanowiły istny raj dla bakterii wywołujących dur brzuszny.


Soper uznał, że nie ma innego wyjścia — postanowił spotkać się z kucharką, która od czasu wszczęcia śledztwa zdążyła podjąć pracę w kilku kolejnych domach i wszędzie, niczym jeździec apokalipsy, przynosiła zarazę. Soper chciał rozmawiać, ale już pani Mallon tak skora do pogawędki nie była. Gdy kobieta usłyszała, o co jest podejrzewana, natychmiast powzięła widelec, zmuszając węszącego natręta do ewakuacji. Ale inżynier sanitarny nie mógł dać za wygraną — przekonany o swoich racjach, na kolejną rozmowę zabrał pomagiera. Bert Raymond Hoobler był lekarzem, ale jego obecność jeszcze bardziej rozwścieczyła dziarską kucharkę, która powtórnie sięgnęła po argument siłowy. Kiedy kolejne próby polubownego rozwiązania problemu nie przyniosły oczekiwanych efektów, do akcji wkroczyły służby sanitarne oraz policja. Kobieta została zatrzymana siłą i przebadana — analiza próbek kału nie pozostawiła wątpliwości, że Mallon była nosicielką bakterii Salmonella typhi.



Od 1907 do 1910 r. irlandzka emigrantka poddawana była przymusowej kwarantannie. W tym czasie prowadziła prawną batalię z Departamentem Zdrowia, w żadnym wypadku nie uznając sugestii i nie potrafiąc zaakceptować argumentów wskazujących, że to właśnie za jej przyczyną ciężko chorowali i umierali ludzie. W 1910 r., gdy kilka kolejnych próbek na obecność bakterii w jej organizmie dało wynik negatywny, Mary Mallon odzyskała wolność. Postawiono jej jednak pewien warunek — kobieta miała zrezygnować na zawsze z pracy przy garach.

Sceptycy od samego początku podejrzewali, że Mary nie będzie chciała porzucić pichcenia, które było jej pasją i sposobem na życie. I na początku wydawało się, że byli w błędzie. Słuch o Mary zaginął, przez pewien czas nie rejestrowano nowych ognisk choroby mających z nią związek. Wydawało się, że kryzys został zażegnany.



Po pięciu latach George Soper, który wcześniej odkrył związek kobiety z zachorowaniami na dur brzuszny, został zaalarmowany, że w jednym ze szpitali położniczych w Nowym Jorku doszło do serii zachorowań na tyfus. Na 25 kobiet, u których wystąpiły objawy choroby, dwie pacjentki zmarły. Zagadkę epidemii w szpitalu trzeba było jak najszybciej rozwiązać. Na początku wydawało się, że tym razem słynna Mary Mallon nie ma ze sprawą nic wspólnego. Szpitalną kucharką była bowiem Mary Brown. W dalszej części dochodzenia okazało się jednak, że wspomniana Brown to nikt inny jak... Mary Mallon. Irlandka posługiwała się fałszywymi personaliami. Kobieta powtórnie straciła wolność. Tym razem już na zawsze trafiła do szpitala North Brother Island. Zmarła w 1938 r.



Dziś w kulturze Mary Mallon najczęściej określana jest Tyfusową Mary. Przez długi czas uznawana była za najgorszą i najbardziej niebezpieczną kobietę Ameryki. Nawet ci, którzy jej początkowo współczuli, nie mieli dla niej litości, gdy powtórnie zaczęła zarażać już pod zmienionym nazwiskiem. Nie wszyscy jednak demonizują jej postać. Nie brakuje też takich, którzy uważają, że nikt nie miał prawa odbierać jej wolności. Do dziś wokół działalności Mary Mallon jest więcej pytań niż odpowiedzi. Czy zarażała nieświadomie? A może robiła to z premedytacją?

Niedawno naukowcom udało się dokładnie ustalić, jak to było możliwe, że irlandzka emigrantka zaraziła durem brzusznym ponad 50 osób, mimo że sama nie zachorowała. Według wyników opublikowanych w ubiegłym roku, bakterie wywołujące gorączkę tyfusową (jeden z objawów) są w stanie się ukryć w komórkach odpornościowych. Dzięki temu u nosiciela nie występują objawy choroby.

Oglądany: 82382x | Komentarzy: 12 | Okejek: 207 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

08.05

07.05

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało